piątek, 16 sierpnia 2013

3| poza zasięgiem



Nakładam marynarkę i poprawiam białą koszulę. Zakładam za ucho kosmyk wypadających  z kucyka włosów i uśmiecham się do siebie, żeby po chwili się poddać i ponownie skrzywić na swój widok. Worki pod oczami nie dodają mi ani odrobiny uroku, nie mówiąc już o seksapilu, więc na wdzięk własny podczas rozmowy kwalifikacyjnej nie mam co liczyć.
- Stresujesz się? - Łukasz pstryka mnie w ucho, jak za dawnych lat. Kiedyś wyprowadzało mnie to z równowagi i rzucałam się do niego z pięściami, zawsze przegrywając. Teraz najwyżej mnie to bawiło, a Łukasz obrywał kuksańca z łokcia w bok, udając że okrutnie go to zabolało.
- Trochę. - Przyznaję, zapinając zegarek na lewym nadgarstku i dopijając ostatni łyk herbaty.
- Nie martw się, w razie czego posada w klubie nadal na ciebie czeka.
- Nie powinieneś czasem już wychodzić na trening?
- Skądże. - Prycha, ale dla pewności spogląda na zegar i wzrusza ramionami. - Uważaj na siebie.
-Oczywiście. Jak zawsze. - Cmokam go w policzek i wychodzę, włączając GPSa w komórce i kierując się w stronę najbliższego przystanku. Pogoda niczym z Londynu i kierowcy, którzy przy każdej nadarzającej się okazji wjeżdżali w kałuże, ochlapując przechodniów, nie napawali się optymizmem. Przebiegam przez jeden z tuneli, starając się trzymać jak najdalej od wszystkich zakapturzonych postaci i jak boga kocham, ta okolica przyprawia mnie o dreszcze nawet w dzień. Wychodzę z drugiej strony ulicy, ponownie spoglądając w komórkę, ale strzałka raz po raz zmienia swój kierunek, aż w końcu kapituluję i ją wyłączam.
- Cholera jasna! - Mój krzyk zwrócił na uwagę kilka przechodniów, a jeden starszy pan nawet się zatrzymał, z uśmiechem przyglądając, jakbym była conajmniej jakimś ciekawym okazem z zagranicznego zoo. Spojrzałam bezradnie na moje spodnie, które już nie przypominały tych eleganckich i ledwo co wyprasowanych z rana, po czym jeszcze raz powiodłam wzrokiem za srebrnym Fordem Mondeo, który zatrzymał się na światłach, po czym prawie potrącając jakąś bogu winną staruszkę, ruszyłam w jego kierunku. Modląc się, żeby drzwi od strony pasażera były otwarte pociągnęłam za klamkę, ale widok który zastałam przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Jak mieć pecha, to na całego. A pechem mogłam nazwać ten kpiarski uśmiech, którym zostałam obdarzona. - Znowu ty. Mówił ci już ktoś, że jesteś dupkiem? Nie dość, że teraz wyglądam jak wyciągnięta ze śmietnika, to jeszcze się spóźnię. Moje życie to ruina.
- Tylko ty. Cała reszta napalonych dziewczyn pcha mi się do łóżka. Ale spokojnie, jestem cierpliwy, na ciebie mogę poczekać chwilę dłużej. -Parsknęłam śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Był okropny. Zbyt pewny siebie, z wygórowanym ego. Nowy Matthew. - Możesz przestać się śmiać i wsiadać? Zwłaszcza, że mam już zielone, i ja też zaraz spóźnię się do pracy. Przez ciebie. Więc szybka decyzja, i tak jedziemy w tą samą stronę.
- Ja nie jadę do klubu. - Zamykam drzwi i wracam na chodnik, ruszając energicznie przed siebie, chociaż nie mam pojęcia gdzie idę. Ford powoli toczy się koło mnie, a Anderson nie zwraca uwagę na innych kierowców, którzy z furią wciskają klaksony.
- Nie żartuj. Wsiadaj.                                                                                                
- Nie żartuję. Nie jadę do klubu.
- Gdziekolwiek jedziesz, większość zaczyna tu pracować o ósmej. Zostało ci piętnaście minut. -  Mam wrażenie, że przez jego twarz przemyka cień uśmiechu, ale już po chwili znika i zastępuje go to samo niewzruszenie. Pocieram dłonią o policzek, przygryzając go od wewnątrz i rezygnacją pakując się na miejsce obok niego. Pisk opon i mocne szarpnięcie sprawiają, że serce podchodzi mi do gardła. - W zasadzie nie przeszkadza mi to, ale wolałbym, żebyś zabrała rękę, bo nie mogę się skupić na kierowaniu. - Wiodę za wzrokiem Matta na swoją dłoń, która kurczowo trzyma się jego nadgarstka i uniemożliwia mu zmienienie biegu. Zabieram ją jak poparzona i kładę na torebce. - Gdzie?
- Ulica Petersburgskaya.
Drogę przemierzamy w milczeniu, aż w końcu dojeżdżamy przez wskazany mi w rozmowie przez uprzejmą sekretarkę. Matt pochyla się w moją stronę, również mierząc go wzrokiem.
- To tu? - Widzę, że na usta ciśnie mu się jeszcze kilka pytań, ale milczy, zachowując powagę i prostując się, a ja przez chwilę mam wrażenie, że patrzy na mnie z wyższością. - Zdecydowałaś się pracować tu dlatego, że musiałabyś mnie widywać codziennie tam?
- Nie schlebiaj sobie. - Burczę, wysiadając i rzucając mu jeszcze przez szybę ciche dzięki za podwiezienie. Przez chwilę mam ochotę zawrócić i nie schlebiaj sobie zamienić na oczywiście, że to przez ciebie, ale nie decyduję się i znikam z zasięgu jego wzroku za szklanymi drzwiami potężnego gmachu korporacji. Nienawidzę korporacji


__________


To tak - no skooooro się już zalogowałam. Dla Li i Benona, za te 4 dni <3

12 komentarzy:

  1. hahahah Matt jaki raptem miły xD
    rozdział fajny :)
    pisz szybko kolejny :3
    zapraszam do mnie:

    http://szalonezyciezsiatkarzami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaaa, jestem zajebista. Tak sobie przeglądam, mówię wejdę tutaj i bam! - nowy Mefju . W dodatku tak bardzo ten rozdział przypomina mi nas i mój GPS w komórce, że to jest niepoprawne. Tak samo jak pewny siebie Matthew, który ponad miesiąc temu chował się w kapturze swojej czarnej bluzy.
    Ale i tak ciągle jest za piękny na ten świat.

    Ach, i dziękuję. Benon też dziękuje. Mruczy czy tam macha ogonem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże jedyny, lubię takiego Matta. Pewny siebie i tak baaardzo pociągający.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj no po tym rozdziale nie lubię Metju jeszcze bardziej niż normalnie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam to opowiadanie:) Czekam na więcej i jeszcze więcej:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Uważam, że fajny ten Matt. Taki nieciapowaty. I w ogóle taki no, fajny. Poznałam dziś fajnego chłopaka, był dla mnie taki miły i w ogóle i nawet teraz się uśmiecham jak sobie o tym pomyślę, ale potem biję się głową w poduszkę o różowym kolorze [sic!] bo nie dałam mu swojego numeru. No ale, 50 km? Jezu, wracając do opowiadania, to uważam, że jest cudnie i pięknie, no bo to Matt, a z nim i ty.

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubie Matta, gdy jest taki pewny siebie. I ciekawa jestem bardzo czy uda mu się osiągnąć swój cel?

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdecydowanie taka podwózka powinna zdarzać się każdego ranka *.* I nie przeszkadza mi, że to Matt, że podobno zły i niefajny. Bo jest za piękny i mimo wszystko męski. Kurczę, cholernie męski.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mefju mógłby częściej tak łamać zasady i mierzyć wzrokiem, znacznie częściej niż ociekać słodyczą.

    OdpowiedzUsuń
  10. ciekawe jak to będzie dalej ;)) hmm oby lepiej coraz lepiej

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie lubię Matta. Ale lubię takie delikatniejsze wersje skurwieli, chamów i cwaniaczków. Czyli wszystko się zgadza.
    Mimo wszystko i tak bym nie wsiadła.

    OdpowiedzUsuń
  12. Matt jako cham? Podoba mi się :D

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy