No jak tam, widujemy się tu w wakacje od czasu do czasu, czy wyjeżdżamy?
To było takie nienaturalne. Tak
nieodpowiednie. Tak niedopasowane do siebie, że aż raziło ją po oczach. Nerwowo
wyłamywała sobie palce, spoglądając na jego spokojnie unoszącą się klatkę
piersiową i oczy, intensywnie wpatrujące się w ekran telewizora. Nie odwróciła
wzroku, gdy na nią spojrzał. Wręcz przeciwnie, uparcie analizowała jego
rysy. Tylko po to, żeby móc postawić sobie zarzuty. Uświadomić sobie, że nie
uczy się na swoich błędach, co chwilę popełniając te same. Rozdrapując stare
rany, tworząc nowe, zupełnie jakby sprawiało jej to radość, bolesną
satysfakcję. Kąciki jej ust zadrgały, gdy z pozycji półleżącej podniósł
się do siadu, a między jego brwiami pojawiła się charakterystyczna zmarszczka.
Miała szansę. A przynajmniej przez
chwilę tak pomyślała. Zacząć na nowo, trochę inaczej. Nauczyć się korzystać z
tego co ma, szanować i godzić się z małymi niedogodnościami. Stworzyć nowy
scenariusz i dostosować się do niego. Tak jak miliony innych ludzi.
Kochała go, ale nie w ten sposób, w
który prawdopodobnie powinna, planując jakiś fragment przyszłości z nim. Tyle,
że w zasadzie nie planowała z nim przyszłości. Adam się w nią po prostu
idealnie wpasował. Skomponował z innymi czynnikami, tworząc prawie harmonijną
całość.
- Zamkniesz drzwi? - Szepnęła. Nie
chciała, żeby Łukasz ją usłyszał. Bała się, że znowu go zawiedzie. Widziała w
jego oczach, że martwi się o nią, chociaż nic nie mówił. Pozwalał jej na
wszystko, na jej własne życzenie. Męczyło ją to. Zamiast dodawać otuchy,
męczyła ją myśl, że są osoby, którym na niej zależy, którzy się o nią martwią.
Nie potrafiła dać im nic od siebie, chociaż tak bardzo pragnęła. Po prostu
była. Po prostu, albo aż. Usiadła na piętach, oblizując spierzchnięte usta.
Ręce jej się trzęsły, chociaż sama nie była do końca pewna, co zamierza. Nigdy
nie była pewna. Najbardziej nie potrafiła kontrolować spraw, które chciała mieć
w garści. Którym chciała nadać odpowiedni tor biegu, według jej własnych
zamierzeń. Bez zbędnych niespodzianek. - Usiądź obok mnie. - Przesunęła dłonią
po miękkim kocu, czekając aż Adam znajdzie się obok niej, z niepewnym
spojrzeniem, nerwowo przeczesując palcami swoje włosy.
- Nie lubię, kiedy robisz taką minę.
O co chodzi? - Złapał Alicję za rękę, splatając ich palce. Uśmiechnęła się
niepewnie, przyglądając jego zadbanym paznokciom. Nie wiedziała, jak zacząć.
Była pewna, że wszystko potoczy się inaczej, niż w tej chwili planowała.
Wszystkie te patetyczne przemowy, które układała sobie do tej pory w głowie,
uleciały jak za pstryknięciem palców.
- Myślałam. I to całkiem dużo. Nie
potrafię ci dać tego, co oczekujesz.
- Już mi to dałaś.
- Może tak naprawdę nie chodzi o
nich. Może nawet nie chodzi o nas... - Wstała, a w jej ruchach wyczuwalne było
zdenerwowanie. Wewnątrz była jak bomba, z podpalonym lontem.
- Nawet nie próbuj Adam. Nie waż
się. - Pogroziła mu palcem, jak małemu dziecku. Podniósł się powoli, próbując
złapać ją za rękę, ale cały czas mu się wymykała, cofając do tyłu. Jak zawsze,
od pierwszego dnia, kiedy ją spotkał. Chociaż wtedy jeszcze nie wiedział. Nie był
świadom.
- Może, tak naprawdę, chodzi o
niego? Może zawsze chodzi tylko o niego. - Drążył, doprowadzając ją tym do
szału. Jej oczy spochmurniały, a dolna warga zaczęła ledwo dostrzegalnie drżeć,
zdradzając wszystkie jej emocje.
- Dlaczego wszystko, co robię,
wszystko co mówię, o czym my mówimy, zawsze ma sprowadzać się do niego? - Sapnęła
zdesperowana, pozwalając w końcu się do siebie zbliżyć. Wzruszył ramionami,
jakby nie znał odpowiedzi. Chociaż oboje
ją znali. Opuszkami palców przejechał od jej skroni aż po żuchwę, unosząc
podbródek w górę, tak, by na niego spojrzała. Uśmiechnął się delikatnie, chcąc
dodać jej otuchy. Pokazać że nie ma pretensji o to, że zawsze między nimi
znajdzie się on. Jej przeszłość.
- Nie musi. Po prostu spróbujmy.
Bierzmy to, co daje nam los. Bez żadnych pytań. Bez oczekiwań. Carpe
diem.
Skinęła
głową, chociaż wcale nie była pewna, czy tego chce. Pozwoliła opleść się
ramionami i oparła się zrezygnowana czołem o obojczyk Adama.
Bo
znowu poszło nie tak. Bo znowu chodziła do tyłu, po ścianach, zastanawiając
się, dlaczego wszystko jest na odwrót. Dlaczego nie może postawić kroku do
przodu, nie patrząc przez ramię za siebie. Dlaczego emocjonalnie nie może
ruszyć z miejsca.
Jesteś tylko
szansą, którą podejmuję, by móc dalej śnić
~*~
Przewrócił
się na drugi bok, odgradzając od niej jedynie plecami. Poczuł jej chłodne
palce, którymi powoli przejechała od ramienia po całej długości kręgosłupa. Po
chwili jej dłoń objęła go w pasie. Przysunęła się do niego, wtulając w plecy i
składając ledwo wyczuwalny pocałunek na ramieniu. Jedyne co ich w tym momencie
oddzielało, to cienki materiał prześcieradła. Zacisnął usta w cienką linię,
wpatrując się beznamiętnie w ścianę przed sobą. W tej chwili nie czuł nic. Nie chciał czuć. Bo pierwszy raz od
dawna czucie bolało. Skupił się na niej, jej ciepłym oddechu, omiatającym
skórę. Odwrócił się w jej stronę, napotykając na parę ufnych błękitnych oczu,
wpatrujących się prosto w niego. Ledwo dostrzegalny uśmiech zamajaczył na jej
ustach. Nie odwzajemnił go.
I
chociaż to nie było to, pociągnął ją za rękę, zmuszając żeby na nim siadła.
Przejechała całymi dłońmi od bioder po klatkę piersiową, nachylając się i
muskając zaróżowionymi wargami obojczyk. Przejechała językiem aż po żuchwę, przygryzając
delikatnie skórę. Syknął cicho, mimowolnie wstrzymując powietrze. Złapał ją za
kark, gwałtownie wpijając się w jej usta. Bez delikatności, zachłannie, tak,
żeby świat dookoła się zamazał, zniknął.
Oderwała
się od niego z radosnym śmiechem. Taka nieświadoma niczego, że aż żołądek
skręcił mu się w supeł. Karmił ją sztucznymi uczuciami, pozwalając jej
uwierzyć. Ale skoro on był rozbity na tysiąc elementów, to dlaczego nie mógł
pokazać innym, jak to jest? I było mu przykro, naprawdę przykro, ale czuł jakąś
dziką satysfakcję. To nie był on.
-
Muszę iść. Zaczynam godzinę wcześniej niż ty. - Skinął głową, pozwalając jej z
siebie zejść. Wodził za nią wzrokiem, gdy wkładała swoje ubrania i gdy
odrzuciła długie blond włosy do tyłu, pozwalając im kaskadą opaść na plecy.
Gdyby nie ten kolor, byłyby identyczne jak...
Zagryzł
wargę. Unosząc się na przedramionach.
-
Masha, zaczekaj. - Zatrzymała się w drzwiach, odwracając w jego stronę.
Zaciekawiona, odrobinę zdziwiona. - Wieczorem...
-
Wiem, przyjdę. - Przerwała mu, a on skinął jedynie głową. Więcej nie
potrzebował. Więcej nie mógł dostać. Więcej nie chciał.
Bo wolał się obudzić obok niej. Bo czując ciepłe
ciało obok siebie, mógł sobie wyobrażać.
~*~
-
Cieszę się, naprawdę się cieszę. - Łukasz zerknął na nią kątem oka, szeroko się
uśmiechając. Wzruszyła ramionami, jakby to nie było nic wielkiego. Nerwowo
skubała rękawek bluzy. Ten jeden, jedyny raz postanowiła go posłuchać i już
tego żałowała. Zadarła głowę do góry, obrzucając spłoszonym wzrokiem budynek.
Tyle razy tu była. Tyle razy, ale żaden z nich nie przygotował ją na to. -
Będzie dobrze, z tego co wiem, to trener wyznaczył osobę, która ci wszystko
pokaże i omówi. A potem...
-
Zamknij się. Łukasz, ja przepraszam, ale już nic nie mów. Nie pomagasz mi. - Syknęła, a siatkarz
natychmiast zamilknął. Objął ją ramieniem, delikatnie potrząsając, chcąc dodać
otuchy.
-
Ja ci pomogę! - Usłyszała radosny głos tuż za sobą i zanim zdążyła się obrócić,
zawisła w mocnym uścisku kilkanaście centymetrów nad ziemią.
-
Zgniatasz mi żebra, Maxim. - Sapnęła, próbując wykręcić się z jego uścisku.
Odetchnęła z ulgą, kiedy jej stopy napotkały pewny grunt, po czym odwróciła się
i szczerze odwzajemniła uśmiech. Naprawdę cieszyła się na jego widok. -
Wejdźmy, dopóki się jeszcze nie rozmyśliłam.
~*~
Zatrzasnął z impetem drzwiczki samochodu,
szybkimi krokami pokonując odległość do hali. Dosłownie wpadł do budynku,
marsową miną i ponurym przywitaniem odstraszając jedną z pracownic, z którą
minął się w drzwiach. Kilka metrów przed nim zamajaczyła ciemna czupryna
Mikhailova, który bujał się w przód i tył, przenosząc ciężar z palców na pięty.
Słyszał jego niekończącą się paplaninę i chciał się odwrócić, bokiem przemknąć
do szatni, żeby uniknąć wciągnięcia w rozmowę. Zatrzymał się w pół kroku, gdy
kątem oka dostrzegł brązowego koka na samym czubku głowy i pojedyncze pasma
wymykających się brązowych włosów.
'Lubię
artystyczny nieład. Poza tym są dni, gdy one po prostu nie chcą się ułożyć i
już.'
Poczuł
się, jakby dostał z otwartej dłoni w policzek. Zdecydowanie ruszył w ich
stronę, z wzrokiem utkwionym w jej nieświadomą twarz. Jej brązowe tęczówki
wodziły wzrokiem od Maxima do Łukasza, co jakiś czas się uśmiechała, zabawnie
mrużąc oczy i zasłaniając dłonią twarz, gdy się śmiała. A śmiała się naprawdę
hipnotyzująco. Powiodła wzrokiem dookoła. Jej kąciki ust automatycznie opadły,
a sama twarz jakby zbladła. Cofnęła się, gdy stanął obok niej, nawet się nie
witając. Chciał coś powiedzieć, ale uprzedził go Maxim. Może to nawet dobrze,
bo co miałby powiedzieć po tym, co między nimi zaszło, po tym, gdy się zachował
jak prawdziwy skurwiel z krwi i kości, zostawiając ją wtedy samą, na ulicy? Od
tamtego dnia pluł sobie w brodę bez przerwy, wyrzucając lekkomyślność i
dziękując bogu, że nic jej się wtedy nie stało.
-
Co ty tu robisz? - Zignorował Maxima. Nie chciał zabrzmieć wrogo, ale ona
najprawdopodobniej tak to odebrała, cofając się jeszcze trochę. Jej dolna warga
drżała, zupełnie jak wtedy. Odwróciła wzrok i kilkakrotnie szybko zamrugała powiekami.
- Ja... nie chciałem...
-
Doprawdy? - Zapytała cierpko, nadal omijając wzrokiem jego osobę.
-
Hej, co tu się dzieje? - Maxim skrzyżował ręce na piersi, jakby domagał się
natychmiastowej odpowiedzi. Łukasz jedynie zmrużył oczy, przeskakując spojrzeniem
od Alicji do Matthew. Oceniając.
-
Nic, kompletnie nic. - Alicja wymusiła
uśmiech, odgarniając pojedynczy kosmyk, który opadł jej na twarz.
-
Chodź Łukasz, oni wyraźnie potrzebują porozmawiać. - Usłyszał, jak Alicja
gwałtownie łapie powietrze, a jej źrenice rozszerzają się ze zdziwienia.
Pokręciła przecząco głową.
-
My nie mamy o czym już rozmawiać. Prawda, Matthew? - Pierwszy raz, przelotnie,
spojrzała na niego. A to spojrzenie wyrażało więcej, niż mogłyby jakiekolwiek
słowa. Jak mogłeś?
Mikhailov uniósł wysoko do góry brwi.
- A co to za zbiorowisko? - Chciał
coś powiedzieć, ale wysoka blondynka przepchała się między siatkarzami,
odpychając ich łokciami. Na jej twarzy przez niecałą sekundę wymalowało się
zdziwienie, które po chwili zastąpił szeroki uśmiech. - Alicja, mam rację? Mam
za zadanie zapoznać cię z wszystkim, czego tutaj doświadczysz. - Uniosła znacząco
brwi, kątem oka zerkając na pomrukujących między sobą siatkarzy. - Jestem
Masha, dział administracji. - Złapała ją za ramię, ciągnąc w stronę tej części
hali, w której znajdowały się pomieszczenia biurowe. Zostawiły ich daleko za
sobą, ale dostrzegł jak na twarzy Alicji wymalowuje się ulga.
Znów to robimy. Mijamy się używając zbędnych słów, unikając kontaktu wzrokowego. Kochamy się nienawidząc. Odpowiedzialność pomieszała nam szyki. Jesteśmy bohaterami chorego spektaklu. Świadomie i na opak.
Widujemy !
OdpowiedzUsuńDah... Matt jak mogłeś? Miałam cię za kogoś lepszego niż ten który idzie na łatwiznę przy pierwszej nadarzającej się okazji. Z drugiej strony będąc kimś takim kto może mieć każdą na pstryknięcie dłoni. Każdą poza tą najwłaściwszą...Biedna Masha,Biedny Matt i Biedna Alice bo ta cała sytuacja odbije sie na całej trojce. Zamazanie i zatracenie się w sztucznych emocjach. Tak długo się nie da. Budować nowego związku na niewiadomo czym też nie. Pytanie do Maksima. Nie przetrzepałbyś skóry koledze Andersonowi gdyż zachowuje się jak idiota?
UsuńWidujemy, chociaż niemożliwością jest to, jaką robisz mi sieczkę z mózgu. Jestem w środku totalnie rozbita, a wystarczają do tego twoje słowa. Po raz kolejny czuję się zupełnie bezradna, bo po raz kolejny nie potrafię napisać nic, co bym chciała.
OdpowiedzUsuńI pomyśleć, że zaczynałam od rozbijania wazonów jako dziecko.
UsuńCzyli teraz zacznie się cyrk, a przynajmniej jego mała i niezarysowana podobizna. Nienawidzę Matta z całego serca za to co jej zrobił, jednocześnie tak bardzo będąc z nim. Nie wiem co powiedzieć. Chcę tylko żebyś się z nami "widywała", żebyś do nas "mówiła" i żebyś z nami po prostu była.
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńPiszesz w taki sposób,że zapiera dech w piersiach. Teraz ludziom nie chce się zostawić nawet maleńkiego komentarza,są coraz bardziej leniwi. Teraz jest tak ,że blogerki piszące naprawdę świetne historie są mniej "odwiedzane i komentowane" . Nadeszła era dziewczyn piszących bzdury ,tworzących zdania bez ładu i składu. Dlatego tym bardziej trzeba dbać i doceniać takie perełki jak Ty.
OdpowiedzUsuńNie zniechęcaj się ,bo osoby chcące przeczytać coś naprawdę treściwego powinny być właśnie w tym miejscu. Powinny być na Twoim blogu.
buziaki
OMG to jest świetne przeczytałam w 1,5 godz może długo a może krótko nie wiem. Ala -Adam- Matt. Ja nie wiem co się ze mną dzieje czytają poprzedni rodział z perspektywy Andersona popłakałam się i szczerze zdarzyło mi się to pierwszy raz !
OdpowiedzUsuńCzekam na następny z niecierpliwością !
Pozdrawiam gorąco J.
No to się czworokącik porobił. Czy oni w końcu będą razem, zachowują sie jak zagubione dzieci we mgle, które nie wiedzą czego chcą. Gio, nie odchodź, frustracja będzie zawsze, dlatego ja już nie piszę, chociaż mam w glowie miliony teraz (akurat terazz) pomysłów. Nie daj na siebie długo czekać
OdpowiedzUsuńEh kurwa.
OdpowiedzUsuń