środa, 9 lipca 2014

13| This is a portrait of a tortured you and I



No jak tam, widujemy się tu w wakacje od czasu do czasu, czy wyjeżdżamy?


            To było takie nienaturalne. Tak nieodpowiednie. Tak niedopasowane do siebie, że aż raziło ją po oczach. Nerwowo wyłamywała sobie palce, spoglądając na jego spokojnie unoszącą się klatkę piersiową i oczy, intensywnie wpatrujące się w ekran telewizora. Nie odwróciła wzroku, gdy na nią spojrzał. Wręcz przeciwnie,  uparcie analizowała jego rysy. Tylko po to, żeby móc postawić sobie zarzuty. Uświadomić sobie, że nie uczy się na swoich błędach, co chwilę popełniając te same. Rozdrapując stare rany, tworząc nowe, zupełnie jakby sprawiało jej to radość, bolesną satysfakcję.  Kąciki jej ust zadrgały, gdy z pozycji półleżącej podniósł się do siadu, a między jego brwiami pojawiła się charakterystyczna zmarszczka.
            Miała szansę. A przynajmniej przez chwilę tak pomyślała. Zacząć na nowo, trochę inaczej. Nauczyć się korzystać z tego co ma, szanować i godzić się z małymi niedogodnościami. Stworzyć nowy scenariusz i dostosować się do niego. Tak jak miliony innych ludzi. 

            - O czym myślisz? - Przyciągnął ją do siebie, pozwalając żeby ułożyła swoją głowę na jego ramieniu. Jego skóra pokryła się gęsią skórką pod wpływem jej oddechu. A jej zrobiło się przykro, chociaż powinno być wprost odwrotnie. Przykro, bo jego oddech na jej skórze nie wywoływał żadnej reakcji, jego spojrzenie nie powodowało dreszczy, a dotyk uścisku gdzieś w dolnych partiach brzucha.
            Kochała go, ale nie w ten sposób, w który prawdopodobnie powinna, planując jakiś fragment przyszłości z nim. Tyle, że w zasadzie nie planowała z nim przyszłości. Adam się w nią po prostu idealnie wpasował. Skomponował z innymi czynnikami, tworząc prawie harmonijną całość.

            - Zamkniesz drzwi? - Szepnęła. Nie chciała, żeby Łukasz ją usłyszał. Bała się, że znowu go zawiedzie. Widziała w jego oczach, że martwi się o nią, chociaż nic nie mówił. Pozwalał jej na wszystko, na jej własne życzenie. Męczyło ją to. Zamiast dodawać otuchy, męczyła ją myśl, że są osoby, którym na niej zależy, którzy się o nią martwią. Nie potrafiła dać im nic od siebie, chociaż tak bardzo pragnęła. Po prostu była. Po prostu, albo aż. Usiadła na piętach, oblizując spierzchnięte usta. Ręce jej się trzęsły, chociaż sama nie była do końca pewna, co zamierza. Nigdy nie była pewna. Najbardziej nie potrafiła kontrolować spraw, które chciała mieć w garści. Którym chciała nadać odpowiedni tor biegu, według jej własnych zamierzeń. Bez zbędnych niespodzianek. - Usiądź obok mnie. - Przesunęła dłonią po miękkim kocu, czekając aż Adam znajdzie się obok niej, z niepewnym spojrzeniem, nerwowo przeczesując palcami swoje włosy.

            - Nie lubię, kiedy robisz taką minę. O co chodzi? - Złapał Alicję za rękę, splatając ich palce. Uśmiechnęła się niepewnie, przyglądając jego zadbanym paznokciom. Nie wiedziała, jak zacząć. Była pewna, że wszystko potoczy się inaczej, niż w tej chwili planowała. Wszystkie te patetyczne przemowy, które układała sobie do tej pory w głowie, uleciały jak za pstryknięciem palców.
            - Myślałam. I to całkiem dużo. Nie potrafię ci dać tego, co oczekujesz.

            - Już mi to dałaś.

           - Adam, jak ty sobie to wyobrażasz? Ja, Igor , ty i twoja żona? To niedorzeczne.
 
            - Może tak naprawdę nie chodzi o nich. Może nawet nie chodzi o nas... - Wstała, a w jej ruchach wyczuwalne było zdenerwowanie. Wewnątrz była jak bomba, z podpalonym lontem.

            - Nawet nie próbuj Adam. Nie waż się. - Pogroziła mu palcem, jak małemu dziecku. Podniósł się powoli, próbując złapać ją za rękę, ale cały czas mu się wymykała, cofając do tyłu. Jak zawsze, od pierwszego dnia, kiedy ją spotkał. Chociaż wtedy jeszcze nie wiedział. Nie był świadom.

            - Może, tak naprawdę, chodzi o niego? Może zawsze chodzi tylko o niego. - Drążył, doprowadzając ją tym do szału. Jej oczy spochmurniały, a dolna warga zaczęła ledwo dostrzegalnie drżeć, zdradzając wszystkie jej emocje. 

            - Dlaczego wszystko, co robię, wszystko co mówię, o czym my mówimy, zawsze ma sprowadzać się do niego? - Sapnęła zdesperowana, pozwalając w końcu się do siebie zbliżyć. Wzruszył ramionami, jakby nie znał odpowiedzi. Chociaż oboje ją znali. Opuszkami palców przejechał od jej skroni aż po żuchwę, unosząc podbródek w górę, tak, by na niego spojrzała. Uśmiechnął się delikatnie, chcąc dodać jej otuchy. Pokazać że nie ma pretensji o to, że zawsze między nimi znajdzie się on. Jej przeszłość.

            - Nie musi. Po prostu spróbujmy. Bierzmy to, co daje nam los. Bez żadnych pytań. Bez oczekiwań. Carpe diem.
 
            Skinęła głową, chociaż wcale nie była pewna, czy tego chce. Pozwoliła opleść się ramionami i oparła się zrezygnowana czołem o obojczyk Adama.

            Bo znowu poszło nie tak. Bo znowu chodziła do tyłu, po ścianach, zastanawiając się, dlaczego wszystko jest na odwrót. Dlaczego nie może postawić kroku do przodu, nie patrząc przez ramię za siebie. Dlaczego emocjonalnie nie może ruszyć z miejsca.

            Jesteś tylko szansą, którą podejmuję, by móc dalej śnić

~*~

            Przewrócił się na drugi bok, odgradzając od niej jedynie plecami. Poczuł jej chłodne palce, którymi powoli przejechała od ramienia po całej długości kręgosłupa. Po chwili jej dłoń objęła go w pasie. Przysunęła się do niego, wtulając w plecy i składając ledwo wyczuwalny pocałunek na ramieniu. Jedyne co ich w tym momencie oddzielało, to cienki materiał prześcieradła. Zacisnął usta w cienką linię, wpatrując się beznamiętnie w ścianę przed sobą. W tej chwili nie czuł nic. Nie chciał czuć. Bo pierwszy raz od dawna czucie bolało. Skupił się na niej, jej ciepłym oddechu, omiatającym skórę. Odwrócił się w jej stronę, napotykając na parę ufnych błękitnych oczu, wpatrujących się prosto w niego. Ledwo dostrzegalny uśmiech zamajaczył na jej ustach. Nie odwzajemnił go.
            I chociaż to nie było to, pociągnął ją za rękę, zmuszając żeby na nim siadła. Przejechała całymi dłońmi od bioder po klatkę piersiową, nachylając się i muskając zaróżowionymi wargami obojczyk. Przejechała językiem aż po żuchwę, przygryzając delikatnie skórę. Syknął cicho, mimowolnie wstrzymując powietrze. Złapał ją za kark, gwałtownie wpijając się w jej usta. Bez delikatności, zachłannie, tak, żeby świat dookoła się zamazał, zniknął.
            Oderwała się od niego z radosnym śmiechem. Taka nieświadoma niczego, że aż żołądek skręcił mu się w supeł. Karmił ją sztucznymi uczuciami, pozwalając jej uwierzyć. Ale skoro on był rozbity na tysiąc elementów, to dlaczego nie mógł pokazać innym, jak to jest? I było mu przykro, naprawdę przykro, ale czuł jakąś dziką satysfakcję. To nie był on.

            - Muszę iść. Zaczynam godzinę wcześniej niż ty. - Skinął głową, pozwalając jej z siebie zejść. Wodził za nią wzrokiem, gdy wkładała swoje ubrania i gdy odrzuciła długie blond włosy do tyłu, pozwalając im kaskadą opaść na plecy. Gdyby nie ten kolor, byłyby identyczne jak...

            Zagryzł wargę. Unosząc się na przedramionach.

            - Masha, zaczekaj. - Zatrzymała się w drzwiach, odwracając w jego stronę. Zaciekawiona, odrobinę zdziwiona. - Wieczorem...

          - Wiem, przyjdę. - Przerwała mu, a on skinął jedynie głową. Więcej nie potrzebował. Więcej nie mógł dostać. Więcej nie chciał. 

Bo wolał się obudzić obok niej. Bo czując ciepłe ciało obok siebie, mógł sobie wyobrażać.

~*~

            - Cieszę się, naprawdę się cieszę. - Łukasz zerknął na nią kątem oka, szeroko się uśmiechając. Wzruszyła ramionami, jakby to nie było nic wielkiego. Nerwowo skubała rękawek bluzy. Ten jeden, jedyny raz postanowiła go posłuchać i już tego żałowała. Zadarła głowę do góry, obrzucając spłoszonym wzrokiem budynek. Tyle razy tu była. Tyle razy, ale żaden z nich nie przygotował ją na to. - Będzie dobrze, z tego co wiem, to trener wyznaczył osobę, która ci wszystko pokaże i omówi. A potem...

            - Zamknij się. Łukasz, ja przepraszam, ale już nic nie mów.  Nie pomagasz mi. - Syknęła, a siatkarz natychmiast zamilknął. Objął ją ramieniem, delikatnie potrząsając, chcąc dodać otuchy.

          - Ja ci pomogę! - Usłyszała radosny głos tuż za sobą i zanim zdążyła się obrócić, zawisła w mocnym uścisku kilkanaście centymetrów nad ziemią.

            - Zgniatasz mi żebra, Maxim. - Sapnęła, próbując wykręcić się z jego uścisku. Odetchnęła z ulgą, kiedy jej stopy napotkały pewny grunt, po czym odwróciła się i szczerze odwzajemniła uśmiech. Naprawdę cieszyła się na jego widok. - Wejdźmy, dopóki się jeszcze nie rozmyśliłam.

~*~

            Zatrzasnął z impetem drzwiczki samochodu, szybkimi krokami pokonując odległość do hali. Dosłownie wpadł do budynku, marsową miną i ponurym przywitaniem odstraszając jedną z pracownic, z którą minął się w drzwiach. Kilka metrów przed nim zamajaczyła ciemna czupryna Mikhailova, który bujał się w przód i tył, przenosząc ciężar z palców na pięty. Słyszał jego niekończącą się paplaninę i chciał się odwrócić, bokiem przemknąć do szatni, żeby uniknąć wciągnięcia w rozmowę. Zatrzymał się w pół kroku, gdy kątem oka dostrzegł brązowego koka na samym czubku głowy i pojedyncze pasma wymykających się brązowych włosów.

            'Lubię artystyczny nieład. Poza tym są dni, gdy one po prostu nie chcą się ułożyć i już.'

            Poczuł się, jakby dostał z otwartej dłoni w policzek. Zdecydowanie ruszył w ich stronę, z wzrokiem utkwionym w jej nieświadomą twarz. Jej brązowe tęczówki wodziły wzrokiem od Maxima do Łukasza, co jakiś czas się uśmiechała, zabawnie mrużąc oczy i zasłaniając dłonią twarz, gdy się śmiała. A śmiała się naprawdę hipnotyzująco. Powiodła wzrokiem dookoła. Jej kąciki ust automatycznie opadły, a sama twarz jakby zbladła. Cofnęła się, gdy stanął obok niej, nawet się nie witając. Chciał coś powiedzieć, ale uprzedził go Maxim. Może to nawet dobrze, bo co miałby powiedzieć po tym, co między nimi zaszło, po tym, gdy się zachował jak prawdziwy skurwiel z krwi i kości, zostawiając ją wtedy samą, na ulicy? Od tamtego dnia pluł sobie w brodę bez przerwy, wyrzucając lekkomyślność i dziękując bogu, że nic jej się wtedy nie stało.

            - Co ty tu robisz? - Zignorował Maxima. Nie chciał zabrzmieć wrogo, ale ona najprawdopodobniej tak to odebrała, cofając się jeszcze trochę. Jej dolna warga drżała, zupełnie jak wtedy. Odwróciła wzrok i kilkakrotnie szybko zamrugała powiekami. - Ja... nie chciałem...

            - Doprawdy? - Zapytała cierpko, nadal omijając wzrokiem jego osobę.

            - Hej, co tu się dzieje? - Maxim skrzyżował ręce na piersi, jakby domagał się natychmiastowej odpowiedzi. Łukasz jedynie zmrużył oczy, przeskakując spojrzeniem od Alicji do Matthew. Oceniając.

            - Nic, kompletnie nic. -  Alicja wymusiła uśmiech, odgarniając pojedynczy kosmyk, który opadł jej na twarz. 

            - Chodź Łukasz, oni wyraźnie potrzebują porozmawiać. - Usłyszał, jak Alicja gwałtownie łapie powietrze, a jej źrenice rozszerzają się ze zdziwienia. Pokręciła przecząco głową. 

            - My nie mamy o czym już rozmawiać. Prawda, Matthew? - Pierwszy raz, przelotnie, spojrzała na niego. A to spojrzenie wyrażało więcej, niż mogłyby jakiekolwiek słowa. Jak mogłeś?
 
            Mikhailov uniósł wysoko do góry brwi.

            - A co to za zbiorowisko? - Chciał coś powiedzieć, ale wysoka blondynka przepchała się między siatkarzami, odpychając ich łokciami. Na jej twarzy przez niecałą sekundę wymalowało się zdziwienie, które po chwili zastąpił szeroki uśmiech. - Alicja, mam rację? Mam za zadanie zapoznać cię z wszystkim, czego tutaj doświadczysz. - Uniosła znacząco brwi, kątem oka zerkając na pomrukujących między sobą siatkarzy. - Jestem Masha, dział administracji. - Złapała ją za ramię, ciągnąc w stronę tej części hali, w której znajdowały się pomieszczenia biurowe. Zostawiły ich daleko za sobą, ale dostrzegł jak na twarzy Alicji wymalowuje się ulga.

            Znów to robimy. Mijamy się używając zbędnych słów, unikając kontaktu wzrokowego. Kochamy się nienawidząc. Odpowiedzialność pomieszała nam szyki. Jesteśmy bohaterami chorego spektaklu. Świadomie i na opak.

11 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Dah... Matt jak mogłeś? Miałam cię za kogoś lepszego niż ten który idzie na łatwiznę przy pierwszej nadarzającej się okazji. Z drugiej strony będąc kimś takim kto może mieć każdą na pstryknięcie dłoni. Każdą poza tą najwłaściwszą...Biedna Masha,Biedny Matt i Biedna Alice bo ta cała sytuacja odbije sie na całej trojce. Zamazanie i zatracenie się w sztucznych emocjach. Tak długo się nie da. Budować nowego związku na niewiadomo czym też nie. Pytanie do Maksima. Nie przetrzepałbyś skóry koledze Andersonowi gdyż zachowuje się jak idiota?

      Usuń
  2. Widujemy, chociaż niemożliwością jest to, jaką robisz mi sieczkę z mózgu. Jestem w środku totalnie rozbita, a wystarczają do tego twoje słowa. Po raz kolejny czuję się zupełnie bezradna, bo po raz kolejny nie potrafię napisać nic, co bym chciała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I pomyśleć, że zaczynałam od rozbijania wazonów jako dziecko.

      Usuń
  3. Czyli teraz zacznie się cyrk, a przynajmniej jego mała i niezarysowana podobizna. Nienawidzę Matta z całego serca za to co jej zrobił, jednocześnie tak bardzo będąc z nim. Nie wiem co powiedzieć. Chcę tylko żebyś się z nami "widywała", żebyś do nas "mówiła" i żebyś z nami po prostu była.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piszesz w taki sposób,że zapiera dech w piersiach. Teraz ludziom nie chce się zostawić nawet maleńkiego komentarza,są coraz bardziej leniwi. Teraz jest tak ,że blogerki piszące naprawdę świetne historie są mniej "odwiedzane i komentowane" . Nadeszła era dziewczyn piszących bzdury ,tworzących zdania bez ładu i składu. Dlatego tym bardziej trzeba dbać i doceniać takie perełki jak Ty.
    Nie zniechęcaj się ,bo osoby chcące przeczytać coś naprawdę treściwego powinny być właśnie w tym miejscu. Powinny być na Twoim blogu.
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG to jest świetne przeczytałam w 1,5 godz może długo a może krótko nie wiem. Ala -Adam- Matt. Ja nie wiem co się ze mną dzieje czytają poprzedni rodział z perspektywy Andersona popłakałam się i szczerze zdarzyło mi się to pierwszy raz !

    Czekam na następny z niecierpliwością !

    Pozdrawiam gorąco J.

    OdpowiedzUsuń
  6. No to się czworokącik porobił. Czy oni w końcu będą razem, zachowują sie jak zagubione dzieci we mgle, które nie wiedzą czego chcą. Gio, nie odchodź, frustracja będzie zawsze, dlatego ja już nie piszę, chociaż mam w glowie miliony teraz (akurat terazz) pomysłów. Nie daj na siebie długo czekać

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy