W obu piosenkach jestem zakochana od dłuższego czasu (no dobra, w tej drugiej trochę bardziej) więc polecam włączyć do rozdziału. I od razu dziękuję każdej z Was z osobna, za wszystkie miłe słowa, które zostawiacie w komentarzach. Przykro mi, że niekiedy dłużej musicie poczekać na kolejny rozdział, zdaję sobie z tego sprawę, że to niekiedy trwa, ale im bliżej końca, tym ciężej się to pisze, bo nie chcę, żeby to było byle jakie, tylko żeby stanowiło integralną, zbliżoną poziomem część. I wcale nie chcę złamać Waszych serduszek, nie jestem sadystką! ;) A teraz koniec i zapraszam niżej!
Nawet wtedy, gdy emocje wezmą górę po raz setny
Słowa jak żyletki znów rozetną
temat przeszły
Znasz to do perfekcji teraz ranią wszystkie gesty
Chcę być Twoim opatrunkiem nawet najgłębszych ran ciętych
Znasz to do perfekcji teraz ranią wszystkie gesty
Chcę być Twoim opatrunkiem nawet najgłębszych ran ciętych
Ale bez poznania bólu nigdy nie
doznamy ulgi
Noce, te ciemne i zimne, kiedy za
oknem deszcz obejmuje każdy skrawek przestrzeni, a ludzie wsadzając dłonie do
kieszeni i nakładając kaptury przemykają ulicami, są najgorsze. Te noce, kiedy
siedzisz samotnie przy oknie i nie ma nikogo, kto zrobi ci herbatę, odrywając
od natrętnych i przygnębiających myśli, które się w tobie kotłują i nie
potrafisz ich odepchnąć. Kiedy jest ci zimno w stopy, kiedy patrzysz na
trzęsące się dłonie, kiedy zaczynasz się bać wszystkiego, co cię otacza. Masz
tysiąc pomysłów na minutę i jeszcze więcej wątpliwości, które przygważdżają cię
do miejsca. Koc nie grzeje, muzyka nie uspokaja. Światło drażni. Kiedy
dostajesz paniki, kiedy czujesz że coś jest nie tak.
- Nie wskakuję wszystkim do
łóżka. I nie chcę sympatii każdego. - Mruknęła cicho, siadając na parapecie i
opierając głowę o zimną ścianę. Powoli łamało ją zmęczenie, ale zamykając oczy,
nie mogła zasnąć. Nie mogła zasnąć, nie czując na sobie jego dłoni, nie
ogrzewając się bijącym od niego ciepłem. Nie mogła się uspokoić, gdy ciepły oddech
nie owiewał skóry na jej szyi, gdy nie czuła ust, przytkniętych do skroni.
Nie wzdrygnęła się, gdy Adam
oparł się o ścianę obok niej, kładąc dłoń na ramieniu.
- Tak bardzo boisz się mu powiedzieć?
- Co powiedzieć?
- Że coś nie gra. Przecież wszyscy
to widzimy. - Dodał cicho, obejmując się rękoma, trochę w geście obronnym. Broniąc
się przed tym, co nie nastąpi. Alicja wzruszyła jedynie ramionami, co było
cichym potwierdzeniem jego przypuszczeń. Łapała się na tym, że wolałaby żeby
Matthew ją nienawidził, może wtedy łatwiej byłoby mu obok niej żyć, patrząc jak
dzień pod dniu ona znika pod kolejnymi plamami na ciele.
- Przecież to oczywiste. Ja też
wiem. Pójdę tam, przyniosę papier na którym będzie wydrukowana data mojego
końca i co mu powiem?
- O czym ty mówisz? Jakiego końca?
- Stanął naprzeciwko niej, lekko potrząsając. Miejsce zdziwienia na jego twarzy
zajął grymas przerażenia, gdy skierowała na niego swoje zamglone spojrzenie.
Jej wzrok był tak obojętny i pusty, że wzdłuż kręgosłupa ślad zaczęła znaczyć
gęsia skórka. - Ala, idź spać. Nocą wszystko gorzej wygląda, umysł tworzy chore
scenariusze.
Znów podążam krzykiem serca,
rozum ma odcięty rdzeń
Daj miłością ukojenie, zdejmij ze mnie stresu cierń
Dzisiaj jestem tylko Twój, tam gdzie chcesz zanieś mnie
Odrzucam wszelkie wątpliwości
Daj miłością ukojenie, zdejmij ze mnie stresu cierń
Dzisiaj jestem tylko Twój, tam gdzie chcesz zanieś mnie
Odrzucam wszelkie wątpliwości
~*~
Wzdrygnęła się, gdy do pleców
przykleiło się ciężkie, zimne powietrze. Zacisnęła oczy, chcąc jeszcze przez
chwilę przedłużyć tę chwilę zawieszenia, w której znajdowała się całą noc,
nasłuchując swojego oddechu pośród ciszy wokoło. Kiedy w głowie reżyserowała
życie na nowo, wyganiając zacięcie wszystkie nachalne myśli, które próbowały
sprowadzić ją na ziemię, przywrócić do rzeczywistości i kazać zmierzyć się z
tym, co ją otacza. Miotała się pomiędzy swoimi pragnieniami, nie wiedząc czy
bardziej chce go mieć przy sobie, czy jednak woli, żeby stał daleko, patrząc na
nią z nienawiścią, a nie litością. Przetarła oczy, nieprzytomnie rozglądając
się po przystanku. Przez chwilę pomyślała, że może nie będzie tak źle. Że
pójdzie do pracy, porozmawia z Mikhailovem, wypije kawę i będzie znosić
paplaninę Maszy, która z pewnością zajmie jej głowę milionem niepotrzebnych
spraw.
Uśmiechnęła się do dziecka, które
pomachało do niej z przeciwnego końca autobusu. Wpatrywała się w nie zaspanymi
oczyma, pragnąć mieć tyle problemów co ono. Takich
problemów. Wiedziała, że dla tego dziecka te problemy są jego małym końcem
świata, z tą różnicą że jest ktoś, kto je rozwiąże. Nie zostaje z tym sam.
Otwarcie się przyznaje do swoich zmartwień, potrafi poprosić o pomoc. Ona nie
potrafiła.
I myliła się. Zaczerwienienie z
policzków przeniosło się aż na uszy, a temperatura ciała podniosła się o kilka
dobrych stopni w kilka minut. Serce zaczęło dudnić w piersi dwa razy szybciej
niż zwykle, a dłonie zaciskane na biurku nic nie pomogły.
- Wiesz co, pierwszy raz mam do
czynienia z takim facetem. -
Blondynka przygryzła końcówkę długopisu, rzucając przeciągłe spojrzenie Alicji,
która wlepiła wzrok w dokumenty, nerwowo zagryzając wargę. - Ten jego wzrok...
Aż mi się słabo robi, kiedy na mnie patrzy. Liczę na to, że to się bardziej
rozwinie, zważając na to, co wyprawiamy w łóżku...
- Nie wydaje ci się, że łóżko
jest kiepską podstawą związku? - Mruknęła kąśliwie, odchylając się na fotelu i
zakładając ręce na piersi.
- Każdy jakoś zaczyna. Z resztą
przecież nie chodzi tylko o seks. W końcu zostawałam u niego na całą noc. Nawet
sobie nie wyobrażasz, jaki on jest ciepły i jak przyjemnie jest się obudzić,
kiedy obejmuje cię ramieniem. To tak jak w tych wszystkich filmach, że aż nie
chce ci się wierzyć, że to dzieje się naprawdę. A dzieje się.
- No, nie wyobrażam. - Parsknęła,
pocierając niedowierzająco twarz.
- Spokojnie Ala, ty też trafisz
na tego odpowiedniego.
- Jasne. - Roześmiała się
ironicznie, nerwowo pocierając skronie.
- Myślę... Myślę, że to ten
jedyny. - Dodała niepewnie Masza. Alicja wstała z miejsca bez uprzedzenia,
wykorzystując pozostałe pokłady spokoju i wyszła szybkim krokiem z pomieszczenia,
odprowadzana zdziwionym wzrokiem blondynki. Zamknęła za sobą drzwi, po cichu,
nie chcąc robić scen przy schodzących się na trening siatkarzach. Oparła się o
ścianę, czekając aż Maxim z Apalikovem pokonają drogę od samochodu do hali.
Pomachała do nich, starając się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego raczej grymas
niezadowolenia. Mikhailov spokojnym krokiem podszedł do niej i na powitanie
ukrył ją w swoim niedźwiedzim uścisku. Objęła go w pasie, nie mając zamiaru
puścić. Westchnęła ciężko, chowając twarz w jego koszulce.
- Grubsza sprawa, co? - Gwizdnął
przeciągle, delikatnie poklepując ją po plecach.
- Ty już wiesz, co? Powiedział
ci? - Podniosła głowę, próbując coś dostrzec w rozmazanym od wzbierających łez
obrazie.
- Niewiele. - Pokręcił przecząco
głową. - Jesteście tak samo uparci. Co wy macie w tych swoich małych główkach?
- Burknął ponuro, palcem zataczając kółko na czole Alicji. Odsunęła się,
rozkładając szeroko ręce w geście bezradności.
- Bo ja już po prostu nie mam
siły. Na nic. Ani na nią, ani na niego. - Jęknęła zrezygnowana. Skinął głową na
znak zrozumienia, po chwili jednak pomachał przecząco głową.
- Nie, ja jednak na trzeźwo tego
nie wezmę. Po treningu, tutaj, potem kafejka, zrozumiano? - Przez chwilę miała
ochotę zasalutować, ale nawet jego w tej chwili by to nie rozbawiło, zważając
na jej żenująco nieszczęśliwą minę. - A teraz wróć tam, powiedz jej żeby
zamknęła dziób, bo to dziewczynisko stanowczo za dużo gada i rób swoje, w
międzyczasie możesz pomyśleć o ciepłej café au lait. -
Puścił do niej oczko i pożegnał krótkim wyprostuj
się!, gdy tylko ruszyła do swojego gabinetu.
~*~
Obejrzała się nerwowo dookoła
siebie. Brązowe ściany, białe doniczki z zielonymi roślinami i aromat kawy ani
na chwilę nie sprawił, że poczuła się komfortowo. Po kilku łykach kawy
skrzywiła się, rzeczowo oceniając, że nie da rady jej dopić, bo żołądek
przewraca się jej na drugą stronę.
- Nie wiem, co mam robić. - Zastukała
paznokciami w kubek, zwieszając głowę. Odgarnęła za ucho natarczywe kosmyki
włosów, które zaczęły smagać jej twarz. Maxim podniósł rękę do góry, za jednym
zamachem zamawiając dwa kufle piwa i cztery kieliszki czystej.
- Skoro ci tak powiedział, to
dobrze, nie musisz mieć już żadnych skrupułów. Nadmienię, iż jestem dla ciebie
bardzo sympatyczny. - Zażartował, co spotkało się z jej marsową miną i
zaciśniętymi ustami. Odwróciła wzrok. Mikhailov westchnął cicho, podsuwając w
jej stronę dwa kieliszki. - Pij, pij, będziesz łatwiejsza. - Dodał poważny.
- Nienawidzę cię. - Parsknęła, w
odpowiedzi słysząc rozbawione mruknięcie.
- Dorośli ludzie, a zachowują się
jak dzieci. - Wypalił, wychylając drugiego kieliszka w ciągu minuty. Nie miała
na to żadnej riposty, bo w głębi duszy sama przyznała, że właśnie tak to
wygląda.
Trzy kufle piwa i cztery shoty
później Maxim ledwo trzymał pion, z przekrzywioną głową przyglądając się
Alicji, która swoją podparła o dłoń. Nie dotrzymała mu tempa, ale nie była też
w stanie trzeźwo myśleć. Kwota, którą pozostawili na stoliku, znacząco
przekraczała napiwek, który się zwyczajowo daje. Wzajemnie się podtrzymując,
chwiejnym krokiem wyszli na ulicę. Przytrzymała mu głowę, żeby się nie uderzył
o dach taksówki i podała adres kierowcy.
- Ja jeszcze muszę... - Zaczęła
niewyraźnie. - ... coś załatwić. Trzymaj się. - Trzasnęła drzwiczkami, trochę mocniej,
niż miała zamiar.
Nie przeszkadzały jej krzywe
chodniki, wystające płyty ani nawet obcasy, które wydawały się wyższe niż
zwykle. Z zaciętością parła do przodu, w głowie mając jeden, obrany punkt.
Przez chwilę stała pod blokiem, śmiejąc się ze swojej głupoty. A potem się
rozpłakała. Mimowolnie, zdając sobie sprawę, że to tam, kilka pięter wyżej,
jest jej miejsce. Nie w tym mieście, w tym mieszkaniu. Obok niego. Bo nigdzie
nie potrafiła się odnaleźć tak jak przy nim, nigdzie nie czuła się jak w domu.
Nikt nie dawał jej już takiego poczucia bezpieczeństwa jak on, nawet gdy jego
oczy zamieniały się w dwa nieczułe sople lodu lub gdy ciskały gromy. Wtoczyła
się do klatki, pokonując kolejne stopnie. I ani przez chwilę się nie wahała,
gdy stanęła przed jego drzwiami. Zapukała donośnie, rozglądając się w
międzyczasie po korytarzu i nerwowo pociągając zmrożonym przez wiatr nosem.
Nie pokazał po sobie zdziwienia
ani przez sekundę, gdy otworzył drzwi. Przez chwilę nawet miała wrażenie, że
może się jej spodziewał.
- Piłaś? - Zapytał szorstko, na
co jedynie wzruszyła ramionami.
- No, tak całkiem na trzeźwo, to
pewnie bym ci tego nie powiedziała. - Przyznała.
- Wejdź. - Odsunął się, robiąc
jej miejsce.
- Nie trzeba, ja tylko ci to
powiem i już wracam do siebie. - Zaśmiała się cicho, puszczając mu oczko, ale
gdy oparł się ze skrzyżowanymi rękami o framugę, automatycznie spoważniała. -
Ja już tak dłużej nie potrafię. Nie
jestem dziwką, nie wskakuję wszystkim do łóżka. - Wycedziła, nie pozwalając mu
się wtrącić, chociaż już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Zmarszczył brwi. - Popełniłam kilka błędów, Adam był jedynym z
nich, ale patrzyłam na niego przez pryzmat lekarstwa na ciebie. Chciałam się z
ciebie wyleczyć. Nie mogę słuchać, jak Masza się zachwyca tobą. Jak mi opowiada
o waszych... wyczynach. - Mimowolnie się skrzywiła. Plączący się język
utrudniał jej wyartykułowanie co poniektórych słów. - Ale jeżeli jeszcze raz ją
dotkniesz, to ja sama, swoimi paluszkami... - Uniosła dłoń do góry, machając
palcami. - Ja sama wyrwę jej te wszystkie platynowe kłaki, wiesz? - Sarknęła. -
Bo ty nie możesz być jej jedynym. Bo jesteś
moim jedynym. - Dodała już ciszej i odwróciła się, żeby zejść po schodach i
ostatecznie się przed nim nie rozkleić, co w aktualnym stanie nastąpiłoby
znacznie szybciej, niż zwykle. Emocje miała rozchwiane, w strzępkach i chcące
się za wszelką cenę wydostać na światło dzienne. A ona nie miała ochoty tego
hamować.
Złapał ją za dłoń i pociągnął w
swoją stronę, badawczo przyglądając się twarzy, po czym odetchnął, wypuszczając
powietrze z płuc, jakby trzymał je przez cały czas, gdy mówiła, aczkolwiek
przez chwilę odniósł wrażenie, jakby trzymał je cały czas, gdy jej przy nim nie
było. Patrzył na te brązowe, ufne oczy, które właśnie w tym momencie niewyobrażalnie
się błyszczały. Na bachiczny uśmiech, majaczący na ustach, które oblizała
koniuszkiem języka. I nie chciał jej nigdzie puścić. W tej całej
beznadziejności, którą sobą aktualnie reprezentowała, chciał ją zamknąć w swoim
mieszkaniu, w swoim pokoju, w swoim uścisku. Bo podobała mu się, gdy się
uśmiechała, gdy przychodziła cała zapłakana, gdy pokazywała swoją
buntowniczość. Podobała mu się we wszystkim co robiła. Podobało mu się to jaka
była, z wszystkimi składowymi. Bo był jej. A ona była jego.
Nie
potrafię o tobie myśleć, nie czując się szczęśliwym i załamanym jednocześnie.
Ostatecznie parsknął śmiechem,
gdy robiąc krok w jego stronę, zdążyła się potknąć.
- Jestem zazdrosna. - Przyznała
otwarcie, wbijając wzrok w buty. Wyglądała jak siedem nieszczęść, z włosami
kręcącymi się przy twarzy od wilgoci i miną skrzywdzonego dziecka. Wyglądała
pięknie.
- Coś na to poradzimy. - Przysunął się, ale ona odwróciła głowę w bok.
Przewrócił oczyma, kładąc dłonie na talii i przyciągając do siebie. Nogą kopnął
drzwi, które cicho kliknęły, zamykając się.
- I nie jestem dziwką. - Schował
twarz w zagłębieniu jej szyi.
- Poniosło mnie wtedy, nie
panowałem nad nerwami, a tym bardziej tym, co mówię. Nigdy nie uważałem, że nią
jesteś. Ale nie obiecuję ci, że nigdy więcej nie wybuchnę. Bo mi zależy. -
Skinęła głową, dając ściągnąć z siebie kurtkę. Chwilę później siedziała na jego
łóżku, pozwalając zdjąć z siebie kolejne warstwy ubrań i założyć jego kilka
rozmiarów za dużą, przyjemnie miękką koszulkę. Pochylił się nad nią, stykając swoim czołem z jej i opierając się rękami o
łóżko po obu jej stronach.
- Jutro, jak już zwalczymy
twojego kaca, będziemy musieli porozmawiać, dobrze? - Zgodziła się, chociaż w
danej chwili zgodziłaby się prawdopodobnie na wszystko, co by zaproponował, bez
względu na konsekwencje.
- Gdzie idziesz? - Zapytała
skonsternowana, gdy odsunął się, zostawiając po sobie jedynie nikły zapach odurzających
perfum.
- Zgasić światła i zamknąć drzwi
na klucz. - Wyjaśnił, ogarniając jej postać bezwstydnym spojrzeniem, na dłużej
zatrzymując się na odsłoniętych nogach i z powrotem kierując go na twarz. Była
na odpowiednim miejscu. - Zaraz wrócę.
Wdrapała się pod kołdrę,
nasłuchując co się dzieje w mieszkaniu, aż w końcu przysłuchując jego
zbliżającym się krokom. Kątem oka obserwowała, jak kładzie się obok niej,
nakrywając kołdrą. Poczuła ciepły tors, którym przyległ do jej pleców. Obróciła
się w jego stronę, obejmując kurczowo w pasie, bojąc się, że to nie dzieje się
naprawdę, a on zaraz zniknie. Zamknął ją w zaborczym uścisku, pozwalając żeby
wplotła swoje zimne nogi pomiędzy jego.
- Boję się, Matthew. - Mruknęła,
powoli zasypiając.
- Jestem tu, niczego się nie
musisz bać. - Szepnął pewnie, składając pocałunek na czubku jej głowy. - Ja
będę się bać za nas oboje. - Dodał, kiedy jej oddech się unormował, zamykając
powieki.
Tak mocno byłem
pewny, czekałem kiedy powiesz mi,
że jesteś dla mnie, jesteś ze mną, że ja i Ty
to coś, co jest na pewno, że jest naprawdę,
że to co było między nami wciąż jest i wciąż jest ważne i…
że jesteś dla mnie, jesteś ze mną, że ja i Ty
to coś, co jest na pewno, że jest naprawdę,
że to co było między nami wciąż jest i wciąż jest ważne i…
o Jezu
OdpowiedzUsuńO Jezu dwa, przeczytam jeszcze 10 razy i wrócę tu, obiecuje.
OdpowiedzUsuńO Jezu!
OdpowiedzUsuńO Jezu
OdpowiedzUsuń"- Boję się, Matthew. - Mruknęła, powoli zasypiając.
Usuń- Jestem tu, niczego się nie musisz bać. - Szepnął pewnie, składając pocałunek na czubku jej głowy. - Ja będę się bać za nas oboje. - Dodał, kiedy jej oddech się unormował, zamykając powieki."
I do jutra nie będę w stanie nic wykrztusić, bo po łzy ciekną mi policzkach, jakbyś już złamała mi serce. Pozwól mi to zapisać w notatniku z cytatami, żebym zawsze pamiętała, gdzie mogę wrócić po takie emocje. Chcę na koniec tylko dodać, że cofam tę wierzbę bijącą. Nie spotykaj się z nią, Matt. Spotkaj się z Alicją.
Jeżeli uważasz, że jest to warte zapisania, to proszę bardzo :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzypadkowo odkryłam Twojego bloga. Pomijając fakt, że Anderson sam w sobie jest taki "mrr", to Twój jest absolutnie genialny. Taki facet ideał.
OdpowiedzUsuńChętnie wracam i pochłaniam każdy kolejny rozdział.
m.
O Jezu...?
OdpowiedzUsuńNo dobra, nie "o Jezu", bo ja już swoje "o Jezu" miałam wcześniej. Ja tylko przychodzę, żeby powiedzieć, że jestem dumna z Ali, że mu wreszcie powiedziała co myśli, nawet jeśli to było po spożyciu alkoholu z Maximem. Jak na Alę to i tak ogromny postęp.
By the way, Maxim też jest fajny.
Ogólnie druga część tego rozdziału jest tak kochana i słodka, że nic więcej nie umiem Ci powiedzieć, poza tym Ty i tak wiesz co ja myślę.
PS: Tym razem nie zjadło komentarza!
Matko Boska!
OdpowiedzUsuńPogodzili się!...Chyba! Mam nadzieję, że teraz to już będzie tak fajnie, kolorowo i, że będą razem DŁUGO i szczęśliwie :)
A te jej wyobrażenia, że niedługo umrze to tylko depresja,a omdlenia okażą się czymś całkowicie niegroźnym :)
Czekam na więcej !
Nareszcie nadrobiłam wszystkie rozdziały i pragnę więcej! *___*
OdpowiedzUsuńAla i Matt są tacy kochani :')
Pezet <3