niedziela, 28 września 2014

18| Znów podążam krzykiem serca, rozum ma odcięty rdzeń




W obu piosenkach jestem zakochana od dłuższego czasu (no dobra, w tej drugiej trochę bardziej) więc polecam włączyć do rozdziału. I od razu dziękuję każdej z Was z osobna, za wszystkie miłe słowa, które zostawiacie w komentarzach. Przykro mi, że niekiedy dłużej musicie poczekać na kolejny rozdział, zdaję sobie z tego sprawę, że to niekiedy trwa, ale im bliżej końca, tym ciężej się to pisze, bo nie chcę, żeby to było byle jakie, tylko żeby stanowiło integralną, zbliżoną poziomem część. I wcale nie chcę złamać Waszych serduszek, nie jestem sadystką! ;) A teraz koniec i zapraszam niżej!

 

Nawet wtedy, gdy emocje wezmą górę po raz setny
Słowa jak żyletki znów rozetną temat przeszły
Znasz to do perfekcji teraz ranią wszystkie gesty
Chcę być Twoim opatrunkiem nawet najgłębszych ran ciętych
Ale bez poznania bólu nigdy nie doznamy ulgi

Noce, te ciemne i zimne, kiedy za oknem deszcz obejmuje każdy skrawek przestrzeni, a ludzie wsadzając dłonie do kieszeni i nakładając kaptury przemykają ulicami, są najgorsze. Te noce, kiedy siedzisz samotnie przy oknie i nie ma nikogo, kto zrobi ci herbatę, odrywając od natrętnych i przygnębiających myśli, które się w tobie kotłują i nie potrafisz ich odepchnąć. Kiedy jest ci zimno w stopy, kiedy patrzysz na trzęsące się dłonie, kiedy zaczynasz się bać wszystkiego, co cię otacza. Masz tysiąc pomysłów na minutę i jeszcze więcej wątpliwości, które przygważdżają cię do miejsca. Koc nie grzeje, muzyka nie uspokaja. Światło drażni. Kiedy dostajesz paniki, kiedy czujesz że coś jest nie tak.

- Nie wskakuję wszystkim do łóżka. I nie chcę sympatii każdego. - Mruknęła cicho, siadając na parapecie i opierając głowę o zimną ścianę. Powoli łamało ją zmęczenie, ale zamykając oczy, nie mogła zasnąć. Nie mogła zasnąć, nie czując na sobie jego dłoni, nie ogrzewając się bijącym od niego ciepłem. Nie mogła się uspokoić, gdy ciepły oddech nie owiewał skóry na jej szyi, gdy nie czuła ust, przytkniętych do skroni. 

Nie wzdrygnęła się, gdy Adam oparł się o ścianę obok niej, kładąc dłoń na ramieniu.

- Tak bardzo boisz się  mu powiedzieć?

- Co powiedzieć?

- Że coś nie gra. Przecież wszyscy to widzimy. - Dodał cicho, obejmując się rękoma, trochę w geście obronnym. Broniąc się przed tym, co nie nastąpi. Alicja wzruszyła jedynie ramionami, co było cichym potwierdzeniem jego przypuszczeń. Łapała się na tym, że wolałaby żeby Matthew ją nienawidził, może wtedy łatwiej byłoby mu obok niej żyć, patrząc jak dzień pod dniu ona znika pod kolejnymi plamami na ciele.

- Przecież to oczywiste. Ja też wiem. Pójdę tam, przyniosę papier na którym będzie wydrukowana data mojego końca i co mu powiem?

- O czym ty mówisz? Jakiego końca? - Stanął naprzeciwko niej, lekko potrząsając. Miejsce zdziwienia na jego twarzy zajął grymas przerażenia, gdy skierowała na niego swoje zamglone spojrzenie. Jej wzrok był tak obojętny i pusty, że wzdłuż kręgosłupa ślad zaczęła znaczyć gęsia skórka. - Ala, idź spać. Nocą wszystko gorzej wygląda, umysł tworzy chore scenariusze.

Znów podążam krzykiem serca, rozum ma odcięty rdzeń
Daj miłością ukojenie, zdejmij ze mnie stresu cierń
Dzisiaj jestem tylko Twój, tam gdzie chcesz zanieś mnie
Odrzucam wszelkie wątpliwości

~*~

Wzdrygnęła się, gdy do pleców przykleiło się ciężkie, zimne powietrze. Zacisnęła oczy, chcąc jeszcze przez chwilę przedłużyć tę chwilę zawieszenia, w której znajdowała się całą noc, nasłuchując swojego oddechu pośród ciszy wokoło. Kiedy w głowie reżyserowała życie na nowo, wyganiając zacięcie wszystkie nachalne myśli, które próbowały sprowadzić ją na ziemię, przywrócić do rzeczywistości i kazać zmierzyć się z tym, co ją otacza. Miotała się pomiędzy swoimi pragnieniami, nie wiedząc czy bardziej chce go mieć przy sobie, czy jednak woli, żeby stał daleko, patrząc na nią z nienawiścią, a nie litością. Przetarła oczy, nieprzytomnie rozglądając się po przystanku. Przez chwilę pomyślała, że może nie będzie tak źle. Że pójdzie do pracy, porozmawia z Mikhailovem, wypije kawę i będzie znosić paplaninę Maszy, która z pewnością zajmie jej głowę milionem niepotrzebnych spraw.

Uśmiechnęła się do dziecka, które pomachało do niej z przeciwnego końca autobusu. Wpatrywała się w nie zaspanymi oczyma, pragnąć mieć tyle problemów co ono. Takich problemów. Wiedziała, że dla tego dziecka te problemy są jego małym końcem świata, z tą różnicą że jest ktoś, kto je rozwiąże. Nie zostaje z tym sam. Otwarcie się przyznaje do swoich zmartwień, potrafi poprosić o pomoc. Ona nie potrafiła.

I myliła się. Zaczerwienienie z policzków przeniosło się aż na uszy, a temperatura ciała podniosła się o kilka dobrych stopni w kilka minut. Serce zaczęło dudnić w piersi dwa razy szybciej niż zwykle, a dłonie zaciskane na biurku nic nie pomogły.

- Wiesz co, pierwszy raz mam do czynienia z takim facetem. - Blondynka przygryzła końcówkę długopisu, rzucając przeciągłe spojrzenie Alicji, która wlepiła wzrok w dokumenty, nerwowo zagryzając wargę. - Ten jego wzrok... Aż mi się słabo robi, kiedy na mnie patrzy. Liczę na to, że to się bardziej rozwinie, zważając na to, co wyprawiamy w łóżku...

- Nie wydaje ci się, że łóżko jest kiepską podstawą związku? - Mruknęła kąśliwie, odchylając się na fotelu i zakładając ręce na piersi.

- Każdy jakoś zaczyna. Z resztą przecież nie chodzi tylko o seks. W końcu zostawałam u niego na całą noc. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaki on jest ciepły i jak przyjemnie jest się obudzić, kiedy obejmuje cię ramieniem. To tak jak w tych wszystkich filmach, że aż nie chce ci się wierzyć, że to dzieje się naprawdę. A dzieje się.

- No, nie wyobrażam. - Parsknęła, pocierając niedowierzająco twarz.

- Spokojnie Ala, ty też trafisz na tego odpowiedniego.

- Jasne. - Roześmiała się ironicznie, nerwowo pocierając skronie.

- Myślę... Myślę, że to ten jedyny. - Dodała niepewnie Masza. Alicja wstała z miejsca bez uprzedzenia, wykorzystując pozostałe pokłady spokoju i wyszła szybkim krokiem z pomieszczenia, odprowadzana zdziwionym wzrokiem blondynki. Zamknęła za sobą drzwi, po cichu, nie chcąc robić scen przy schodzących się na trening siatkarzach. Oparła się o ścianę, czekając aż Maxim z Apalikovem pokonają drogę od samochodu do hali. Pomachała do nich, starając się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego raczej grymas niezadowolenia. Mikhailov spokojnym krokiem podszedł do niej i na powitanie ukrył ją w swoim niedźwiedzim uścisku. Objęła go w pasie, nie mając zamiaru puścić. Westchnęła ciężko, chowając twarz w jego koszulce.

- Grubsza sprawa, co? - Gwizdnął przeciągle, delikatnie poklepując ją po plecach.

- Ty już wiesz, co? Powiedział ci? - Podniosła głowę, próbując coś dostrzec w rozmazanym od wzbierających łez obrazie.

- Niewiele. - Pokręcił przecząco głową. - Jesteście tak samo uparci. Co wy macie w tych swoich małych główkach? - Burknął ponuro, palcem zataczając kółko na czole Alicji. Odsunęła się, rozkładając szeroko ręce w geście bezradności.

- Bo ja już po prostu nie mam siły. Na nic. Ani na nią, ani na niego. - Jęknęła zrezygnowana. Skinął głową na znak zrozumienia, po chwili jednak pomachał przecząco głową.

- Nie, ja jednak na trzeźwo tego nie wezmę. Po treningu, tutaj, potem kafejka, zrozumiano? - Przez chwilę miała ochotę zasalutować, ale nawet jego w tej chwili by to nie rozbawiło, zważając na jej żenująco nieszczęśliwą minę. - A teraz wróć tam, powiedz jej żeby zamknęła dziób, bo to dziewczynisko stanowczo za dużo gada i rób swoje, w międzyczasie możesz pomyśleć o ciepłej café au lait. - Puścił do niej oczko i pożegnał krótkim wyprostuj się!, gdy tylko ruszyła do swojego gabinetu.

~*~





Obejrzała się nerwowo dookoła siebie. Brązowe ściany, białe doniczki z zielonymi roślinami i aromat kawy ani na chwilę nie sprawił, że poczuła się komfortowo. Po kilku łykach kawy skrzywiła się, rzeczowo oceniając, że nie da rady jej dopić, bo żołądek przewraca się jej na drugą stronę.

- Nie wiem, co mam robić. - Zastukała paznokciami w kubek, zwieszając głowę. Odgarnęła za ucho natarczywe kosmyki włosów, które zaczęły smagać jej twarz. Maxim podniósł rękę do góry, za jednym zamachem zamawiając dwa kufle piwa i cztery kieliszki czystej.

- Skoro ci tak powiedział, to dobrze, nie musisz mieć już żadnych skrupułów. Nadmienię, iż jestem dla ciebie bardzo sympatyczny. - Zażartował, co spotkało się z jej marsową miną i zaciśniętymi ustami. Odwróciła wzrok. Mikhailov westchnął cicho, podsuwając w jej stronę dwa kieliszki. - Pij, pij, będziesz łatwiejsza. - Dodał poważny.

- Nienawidzę cię. - Parsknęła, w odpowiedzi słysząc rozbawione mruknięcie.

- Dorośli ludzie, a zachowują się jak dzieci. - Wypalił, wychylając drugiego kieliszka w ciągu minuty. Nie miała na to żadnej riposty, bo w głębi duszy sama przyznała, że właśnie tak to wygląda.

Trzy kufle piwa i cztery shoty później Maxim ledwo trzymał pion, z przekrzywioną głową przyglądając się Alicji, która swoją podparła o dłoń. Nie dotrzymała mu tempa, ale nie była też w stanie trzeźwo myśleć. Kwota, którą pozostawili na stoliku, znacząco przekraczała napiwek, który się zwyczajowo daje. Wzajemnie się podtrzymując, chwiejnym krokiem wyszli na ulicę. Przytrzymała mu głowę, żeby się nie uderzył o dach taksówki i podała adres kierowcy.

- Ja jeszcze muszę... - Zaczęła niewyraźnie. - ... coś załatwić. Trzymaj się. - Trzasnęła drzwiczkami, trochę mocniej, niż miała zamiar.

 
Nie przeszkadzały jej krzywe chodniki, wystające płyty ani nawet obcasy, które wydawały się wyższe niż zwykle. Z zaciętością parła do przodu, w głowie mając jeden, obrany punkt. Przez chwilę stała pod blokiem, śmiejąc się ze swojej głupoty. A potem się rozpłakała. Mimowolnie, zdając sobie sprawę, że to tam, kilka pięter wyżej, jest jej miejsce. Nie w tym mieście, w tym mieszkaniu. Obok niego. Bo nigdzie nie potrafiła się odnaleźć tak jak przy nim, nigdzie nie czuła się jak w domu. Nikt nie dawał jej już takiego poczucia bezpieczeństwa jak on, nawet gdy jego oczy zamieniały się w dwa nieczułe sople lodu lub gdy ciskały gromy. Wtoczyła się do klatki, pokonując kolejne stopnie. I ani przez chwilę się nie wahała, gdy stanęła przed jego drzwiami. Zapukała donośnie, rozglądając się w międzyczasie po korytarzu i nerwowo pociągając zmrożonym przez wiatr nosem.

Nie pokazał po sobie zdziwienia ani przez sekundę, gdy otworzył drzwi. Przez chwilę nawet miała wrażenie, że może się jej spodziewał.

- Piłaś? - Zapytał szorstko, na co jedynie wzruszyła ramionami.

- No, tak całkiem na trzeźwo, to pewnie bym ci tego nie powiedziała. - Przyznała.

- Wejdź. - Odsunął się, robiąc jej miejsce.

- Nie trzeba, ja tylko ci to powiem i już wracam do siebie. - Zaśmiała się cicho, puszczając mu oczko, ale gdy oparł się ze skrzyżowanymi rękami o framugę, automatycznie spoważniała. - Ja już tak dłużej nie potrafię.  Nie jestem dziwką, nie wskakuję wszystkim do łóżka. - Wycedziła, nie pozwalając mu się wtrącić, chociaż już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Zmarszczył brwi. -  Popełniłam kilka błędów, Adam był jedynym z nich, ale patrzyłam na niego przez pryzmat lekarstwa na ciebie. Chciałam się z ciebie wyleczyć. Nie mogę słuchać, jak Masza się zachwyca tobą. Jak mi opowiada o waszych... wyczynach. - Mimowolnie się skrzywiła. Plączący się język utrudniał jej wyartykułowanie co poniektórych słów. - Ale jeżeli jeszcze raz ją dotkniesz, to ja sama, swoimi paluszkami... - Uniosła dłoń do góry, machając palcami. - Ja sama wyrwę jej te wszystkie platynowe kłaki, wiesz? - Sarknęła. - Bo ty nie możesz być jej jedynym. Bo jesteś moim jedynym. - Dodała już ciszej i odwróciła się, żeby zejść po schodach i ostatecznie się przed nim nie rozkleić, co w aktualnym stanie nastąpiłoby znacznie szybciej, niż zwykle. Emocje miała rozchwiane, w strzępkach i chcące się za wszelką cenę wydostać na światło dzienne. A ona nie miała ochoty tego hamować.

Złapał ją za dłoń i pociągnął w swoją stronę, badawczo przyglądając się twarzy, po czym odetchnął, wypuszczając powietrze z płuc, jakby trzymał je przez cały czas, gdy mówiła, aczkolwiek przez chwilę odniósł wrażenie, jakby trzymał je cały czas, gdy jej przy nim nie było. Patrzył na te brązowe, ufne oczy, które właśnie w tym momencie niewyobrażalnie się błyszczały. Na bachiczny uśmiech, majaczący na ustach, które oblizała koniuszkiem języka. I nie chciał jej nigdzie puścić. W tej całej beznadziejności, którą sobą aktualnie reprezentowała, chciał ją zamknąć w swoim mieszkaniu, w swoim pokoju, w swoim uścisku. Bo podobała mu się, gdy się uśmiechała, gdy przychodziła cała zapłakana, gdy pokazywała swoją buntowniczość. Podobała mu się we wszystkim co robiła. Podobało mu się to jaka była, z wszystkimi składowymi. Bo był jej. A ona była jego.

Nie potrafię o tobie myśleć, nie czując się szczęśliwym i załamanym jednocześnie.

Ostatecznie parsknął śmiechem, gdy robiąc krok w jego stronę, zdążyła się potknąć.

- Jestem zazdrosna. - Przyznała otwarcie, wbijając wzrok w buty. Wyglądała jak siedem nieszczęść, z włosami kręcącymi się przy twarzy od wilgoci i miną skrzywdzonego dziecka. Wyglądała pięknie.

- Coś na to poradzimy. -  Przysunął się, ale ona odwróciła głowę w bok. Przewrócił oczyma, kładąc dłonie na talii i przyciągając do siebie. Nogą kopnął drzwi, które cicho kliknęły, zamykając się.

- I nie jestem dziwką. - Schował twarz w zagłębieniu jej szyi.

- Poniosło mnie wtedy, nie panowałem nad nerwami, a tym bardziej tym, co mówię. Nigdy nie uważałem, że nią jesteś. Ale nie obiecuję ci, że nigdy więcej nie wybuchnę. Bo mi zależy. - Skinęła głową, dając ściągnąć z siebie kurtkę. Chwilę później siedziała na jego łóżku, pozwalając zdjąć z siebie kolejne warstwy ubrań i założyć jego kilka rozmiarów za dużą, przyjemnie miękką koszulkę. Pochylił się nad nią, stykając  swoim czołem z jej i opierając się rękami o łóżko po obu jej stronach.

- Jutro, jak już zwalczymy twojego kaca, będziemy musieli porozmawiać, dobrze? - Zgodziła się, chociaż w danej chwili zgodziłaby się prawdopodobnie na wszystko, co by zaproponował, bez względu na konsekwencje.

- Gdzie idziesz? - Zapytała skonsternowana, gdy odsunął się, zostawiając po sobie jedynie nikły zapach odurzających perfum.

- Zgasić światła i zamknąć drzwi na klucz. - Wyjaśnił, ogarniając jej postać bezwstydnym spojrzeniem, na dłużej zatrzymując się na odsłoniętych nogach i z powrotem kierując go na twarz. Była na odpowiednim miejscu. - Zaraz wrócę.

Wdrapała się pod kołdrę, nasłuchując co się dzieje w mieszkaniu, aż w końcu przysłuchując jego zbliżającym się krokom. Kątem oka obserwowała, jak kładzie się obok niej, nakrywając kołdrą. Poczuła ciepły tors, którym przyległ do jej pleców. Obróciła się w jego stronę, obejmując kurczowo w pasie, bojąc się, że to nie dzieje się naprawdę, a on zaraz zniknie. Zamknął ją w zaborczym uścisku, pozwalając żeby wplotła swoje zimne nogi pomiędzy jego.

- Boję się, Matthew. - Mruknęła, powoli zasypiając.

- Jestem tu, niczego się nie musisz bać. - Szepnął pewnie, składając pocałunek na czubku jej głowy. - Ja będę się bać za nas oboje. - Dodał, kiedy jej oddech się unormował, zamykając powieki.

Tak mocno byłem pewny, czekałem kiedy powiesz mi,
że jesteś dla mnie, jesteś ze mną, że ja i Ty
to coś, co jest na pewno, że jest naprawdę,
że to co było między nami wciąż jest i wciąż jest ważne i…

11 komentarzy:

  1. O Jezu dwa, przeczytam jeszcze 10 razy i wrócę tu, obiecuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. "- Boję się, Matthew. - Mruknęła, powoli zasypiając.

      - Jestem tu, niczego się nie musisz bać. - Szepnął pewnie, składając pocałunek na czubku jej głowy. - Ja będę się bać za nas oboje. - Dodał, kiedy jej oddech się unormował, zamykając powieki."
      I do jutra nie będę w stanie nic wykrztusić, bo po łzy ciekną mi policzkach, jakbyś już złamała mi serce. Pozwól mi to zapisać w notatniku z cytatami, żebym zawsze pamiętała, gdzie mogę wrócić po takie emocje. Chcę na koniec tylko dodać, że cofam tę wierzbę bijącą. Nie spotykaj się z nią, Matt. Spotkaj się z Alicją.

      Usuń
    2. Jeżeli uważasz, że jest to warte zapisania, to proszę bardzo :)

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przypadkowo odkryłam Twojego bloga. Pomijając fakt, że Anderson sam w sobie jest taki "mrr", to Twój jest absolutnie genialny. Taki facet ideał.

    Chętnie wracam i pochłaniam każdy kolejny rozdział.

    m.

    OdpowiedzUsuń
  5. O Jezu...?
    No dobra, nie "o Jezu", bo ja już swoje "o Jezu" miałam wcześniej. Ja tylko przychodzę, żeby powiedzieć, że jestem dumna z Ali, że mu wreszcie powiedziała co myśli, nawet jeśli to było po spożyciu alkoholu z Maximem. Jak na Alę to i tak ogromny postęp.
    By the way, Maxim też jest fajny.
    Ogólnie druga część tego rozdziału jest tak kochana i słodka, że nic więcej nie umiem Ci powiedzieć, poza tym Ty i tak wiesz co ja myślę.

    PS: Tym razem nie zjadło komentarza!

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko Boska!
    Pogodzili się!...Chyba! Mam nadzieję, że teraz to już będzie tak fajnie, kolorowo i, że będą razem DŁUGO i szczęśliwie :)
    A te jej wyobrażenia, że niedługo umrze to tylko depresja,a omdlenia okażą się czymś całkowicie niegroźnym :)
    Czekam na więcej !

    OdpowiedzUsuń
  7. Nareszcie nadrobiłam wszystkie rozdziały i pragnę więcej! *___*
    Ala i Matt są tacy kochani :')
    Pezet <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy