Wiecie co? Spięłam się i napisałam. Chyba się już do tego nie nadaję. Jest krócej, no ale jest. Taki mały, świąteczny prezent. Także mimo tego niżej Kochani, wesołych i ciepłych świąt, spełnienia marzeń.
- Nie rozmawiałeś z nią, prawda? -
Alicja odwiesiła kurtkę i równo ułożyła buty przy ścianie, po czym oparła się o nią bokiem, obserwując
długie palce Matthew, wystukujące miarowy rytm na stole. Siedział lekko odchylony
do tyłu, mierząc jej osobę swoim pociemniałym wzrokiem, od stóp do głów.
Pokręcił przecząco głową, oblizując nieśpiesznie spierzchnięte wargi końcówką
języka. Pokręciła głową, jakby właśnie takiej odpowiedzi się spodziewała.
Spuściła wzrok na podłogę, próbując zapanować nad swoimi myślami, które
wędrowały w złą stronę, gdy tylko spojrzała na jego spokojne ruchy. Przyłożyła
palce wskazujące do skroni, delikatnie je uciskając i czując przyspieszający
puls, szumiącą krew.
Wstał, ale nawet tego nie
zanotowała. Podniosła wzrok dopiero, gdy poczuła jego chłodne dłonie, które
przesuwając się po jej ramionach, zostawiały za sobą przyjemny dreszczyk. Oplótł ją w pasie, przyciągając do siebie.
Wtuliła twarz w pachnącą koszulę, a on oparł podbródek na jej głowie. Coś wyszeptał,
ale na tyle cicho, że nie było szansy, żeby usłyszała. Przypuszczała, że zrobił
to celowo i pozwoliła, żeby to niedopowiedzenie nad nimi zawisło.
-
Wszystko wyjaśnię, ale w odpowiednim czasie. Działanie pod wpływem impulsu nie
wychodzi nam najlepiej. - Powiedział żartobliwym tonem, muskając ustami jej
czoło. Zmarszczyła nos, odsuwając się.
- Pod wpływem impulsu? Przecież już
tysiąc razy wałkowaliśmy ten sam temat. Myślałam, że w końcu zrozumiałeś. -
Mięśnie jego żuchwy widocznie się poruszyły, ale nie pozwolił się jej odsunąć
nawet o krok, panując na swoimi napiętymi jak struna nerwami. Wyczuwał w
powietrzu kolejną nadchodzącą kłótnię, ale nie miał najmniejszego zamiaru się
pozwolić się temu rozwinąć.
- Nie będziemy teraz o tym
rozmawiać, rozumiemy się? - Powiedział zdecydowanym tonem. - Obiecałem, że to
załatwię, więc to zrobię. Daj mi trochę czasu.
- Trochę czasu na co? A może raczej
z kim? Może, nie wiem, czujesz potrzebę, żeby jeszcze chwilę z nią pobyć, a
potem wybierzesz, co? Ja czy ona. - Burknęła, odsuwając się.
- Wiesz co? - Zbliżył się
niebezpiecznie, pochylając tak, żeby się zrównać twarzą. - Doprowadzasz mnie na
skraj wytrzymałości i gdyby nie to, że tak cię kocham, to...
- To co? - Przerwała mu wyzywająco,
opierając dłonie na swojej talii i przekrzywiając głowę. Bawiła go, taka
piekielnie zazdrosna. I mimo, że czasami rozsadzało go od środka, paradoksalnie,
uwielbiał to uczucie.
- To nic. - Westchnął
zniecierpliwiony. - Ja już wybrałem. Kilka lat temu, ślepa wariatko. - Kącik
jego ust ledwo zauważalnie zadrżał, gdy głośno wciągnęła powietrze, a na jej
twarzy wymalowało się oburzenie, mimo wszystko pomieszane z rozbawieniem.
- Wariatko! - Pisnęła, próbując się
wyrwać, gdy jego ręce ponownie objęły ją w pasie, przyciągając do siebie.
Odwróciła głowę, nie pozwalając się pocałować. - To koniec Anderson! -
Wysapała, próbując utrzymać równowagę, gdy jego miękkie wargi zjechały wzdłuż
szyi i zatrzymały się na obojczyku.
- Jasne, to koniec, wariatko.
~*~
- Chcę wejść tam sama.
- Nie
ma mowy. - Sarknął nieustępliwie, splatając ich palce. Westchnęła ociężale,
nawet na niego nie spoglądając. Nie miałaby szans w tej dyskusji. Zapukała
cicho do drzwi i pociągnęła go za sobą, w głąb pomieszczenia. Usiedli na niewygodnych,
białych krzesłach i utkwili wzrok w milczącym doktorze, który raz po raz
spoglądał to na kartę to na nich. W końcu ją odłożył i przytknął palce do ust,
jakby rozważając, jak przekazać najgorszą pod słońcem wiadomość swojej
pacjentce.
- Pani Alu, nie mam dobrych
wiadomości. Wyniki nie są najlepsze. - Zrobił krótką pauzę, powalając na to,
żeby to przetrawiła. Jej umysł pracował teraz na najwyższych obrotach. Jedyne
na co czekała to ostateczna informacja, cios który ją załamie. Spojrzała na
dłoń Matta, jego palec, nerwowo pocierający jej knykcie.
- Niech pan to po prostu powie. -
Mruknęła, cała się spinając. Zmrużyła oczy, jakby oczekiwała uderzenia w
policzek.
- Wynik jest jednoznaczny, to
leukemia. Bardzo mi przykro.
- Nie rozumiem.
- Ostra białaczka szpikowa. Zastosujemy leki
cytostatyczne, czyli przeciwnowotworowe. Na tym etapie skupimy się na remisji i
zobaczymy, jak pani organizm zareaguje na leczenie. - Głos lekarza dobiegał
jakby zza ściany. Powiodła tęczówkami po szafce z lekarstwami i utkwiła je w
zegarze, który tykał jakby dwa razy głośniej. Sama nie wiedziała, czy to umysł
zaczyna jej płatać figle. Panika nie chciała przyjść, czuła się spokojna jak
nigdy. Nienaturalnie spokojna. Obojętna.
- Ala... - Dopiero dłoń Matta na jej
policzku zmusiła ją do spojrzenia w jego oczy, delikatnie zaczerwienione.
Uśmiechnęła się delikatnie na widok zmarszczonych brwi i pomyślała, że to zabawne.
To wszystko, co się wydarzyło. To wszystko, co doprowadziło ją do tego punktu.
Jej reakcje zdecydowanie spowolniły, nie nadążała myślami za słowami doktora, za tym jak opuścili szpital, za tym jak Matthew przycisnął ją do drzwi samochodu i cicho szeptał prosto w usta, że wszystko będzie dobrze. W drodze do domu nic nie mówili, w samochodzie zaległa ciążąca cisza. Opierając głowę o zimną szybę, palcem kreśliła ślady.
Ściągnął z niej kurtkę, nie mogąc znieść
delikatnego uśmiechu, non stop goszczącego na jej ustach i nieobecnego wzroku,
jakby już ją stracił, chociaż nadal tu była, namacalna, na wyciągnięcie ręki.
- Alicja, powiedz coś, błagam cię.
Ala, do jasnej cholery! - Potrząsnął ją, chcąc wybudzić z tego letargu. Te
wszystkie emocje, które mignęły przez jej twarz, wprawiły go w realną rozpacz, bo
zobaczył wszystko to, czego nie chciał, czego się bał.
Choć
demony wczorajszego dnia mieszkają w nas na stałe
Będę najgłośniejszym głosem, który szepta Ci przez ramię
By w momentach załamania myśli miały jasną barwę
Będę najgłośniejszym głosem, który szepta Ci przez ramię
By w momentach załamania myśli miały jasną barwę
Gdy powoli zaczęła osuwać się na
podłogę, złapał ją w mocny uścisk, unieruchamiając w swoich ramionach.
- Zostaw mnie, proszę cię. -
Jęknęła, próbując go odepchnąć. Szarpnęła się do tyłu, wyrywając się z objęć.
Walczyła, gdy złapał ją za nadgarstki, mocno trzymając i z tyłu głowy mając
świadomość, że wydarzenia tego dnia zapiszą ślady na jej ciele na kilka
kolejnych godzin. Zacisnął usta w wąską linię, popychając ją na ścianę i
przygważdżając do niej swoim ciałem. Oboje się po niej zsunęli, a on z
westchnieniem ulgi przyjął to, że zaczęła się powoli uspokajać. - Po co to
robisz? Nie chcę, żebyś patrzył, jak umieram. - Schowała twarz między
materiałem jego bluzy. Złapał ją za
policzki, ścierając kciukami krople łez, które osiadły na jej rzęsach.
- Nie będę patrzył, bo nic takiego
się nie wydarzy. Powiedziałaś mi, że nigdzie się nie wybierasz i przyjmuję to
jako obietnicę. - Zdecydowanie przygarnął ją do siebie, zamykając w zaborczym
uścisku. Czuł jak jej ciało wstrząsane jest kolejnymi salwami płaczu, które
wywracały mu wszystkie wnętrzności na drugą stronę, powoli i boleśnie
zaczynając odłamywać fragment jego serca, skrawek po skrawku. Kiedy zaczęły
piec go powieki, spojrzał do góry, zaciskając mięśnie szczęki z silnym
przekonaniem, że to nie jest koniec. To nie jest nawet początek.
Świat dziś pode mną powoli traci barwy.
Krzyczę,
że czuję, że żyję, mimo iż już prawie jestem martwy.
zaraz wracam
OdpowiedzUsuńWiesz, Gio, że ja to wiedziałam. Wiedziałam, że złamiesz mi serduszko. Ale tak teraz, przed świętami?
OdpowiedzUsuń*internaly screaming*
OdpowiedzUsuńPrzeczuwałam, że takie coś nadejdzie, ale do końca miałam nadzieje...
OdpowiedzUsuńJa tylko chciałam powiedzieć , że Alicja nie może umrzeć . Przecież wszystko miało byc tak pięknie . Uratujesz ją, prawda ?
OdpowiedzUsuńJestem na Ciebie wściekła.
OdpowiedzUsuńOch, za co znowu? Toż trzymam się planu!
Usuń<3
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest naprawdę wspaniale napisane i nie ma co masz piękny styl. Wszystko jest odpowiednio dozowane i wprawia czytelnika w taki letarg. Stan, w którym zżywa się z postaciami.
OdpowiedzUsuńNie chcę Cię urazić, ani w żaden sposób wyśmiać, ale nie uważasz, że ten motyw z chorobą nowotworową jest odrobinkę... oklepany? Nie to, że nie podoba mi się opowiadanie ani, że napisałabym to lepiej (bo bym NIE napisała tego lepiej).
Pozdrawiam Olik :)
http://zlosliwosc-losu.blogspot.com
Uważam, że jakakolwiek inna choroba, wypadek, itp. również byłoby oklepane. Jest naprawdę wiele osób, które walczą z tą chorobą, a chciałam, żeby opowiadanie było jak najbliższe realiom :)
UsuńPoza tym wątek choroby będzie miał wielkie znaczenie dla tego opowiadania ;)
To opowiadanie jest przecudowne, a szablon śliczny.
OdpowiedzUsuńWreszcie, po tylu przejściach i bezsensu straconych latach, Matt i Alicja poszli po rozum do głowy i w końcu zrozumieli, że nie potrafią bez siebie żyć. To jest wspaniałe.
Ale ja czułam, że to wszystko jest za piękne. Podejrzewałam, że Alicja jest chora i niestety miałam rację! Gio, dlaczego? Łamiesz mi serce ;(
Proszę Cię, bardzo ładnie błagam, ona nie może umrzeć! Nie teraz, gdy wreszcie zaczęło się między nimi układać.
Dobrze chociaż, że Alicja nie ukrywała prawdy przed Mattem. I dobrze, że on jej nie zostawił i nie pozwolił odejść. Mam nadzieję, że Anderson się nie myli, że to nie jest ani koniec, ani początek.
ściskam mocno ;*
flamex
[sercem--pisane]