wtorek, 23 grudnia 2014

20| Krzyczę, że czuję, że żyję, mimo iż już prawie jestem martwy

Wiecie co? Spięłam się i napisałam. Chyba się już do tego nie nadaję. Jest krócej, no ale jest. Taki mały, świąteczny prezent. Także mimo tego niżej Kochani, wesołych i ciepłych świąt, spełnienia marzeń.


            - Nie rozmawiałeś z nią, prawda? - Alicja odwiesiła kurtkę i równo ułożyła buty przy ścianie,  po czym oparła się o nią bokiem, obserwując długie palce Matthew, wystukujące miarowy rytm na stole. Siedział lekko odchylony do tyłu, mierząc jej osobę swoim pociemniałym wzrokiem, od stóp do głów. Pokręcił przecząco głową, oblizując nieśpiesznie spierzchnięte wargi końcówką języka. Pokręciła głową, jakby właśnie takiej odpowiedzi się spodziewała. Spuściła wzrok na podłogę, próbując zapanować nad swoimi myślami, które wędrowały w złą stronę, gdy tylko spojrzała na jego spokojne ruchy. Przyłożyła palce wskazujące do skroni, delikatnie je uciskając i czując przyspieszający puls, szumiącą krew.

            Wstał, ale nawet tego nie zanotowała. Podniosła wzrok dopiero, gdy poczuła jego chłodne dłonie, które przesuwając się po jej ramionach, zostawiały za sobą przyjemny dreszczyk.  Oplótł ją w pasie, przyciągając do siebie. Wtuliła twarz w pachnącą koszulę, a on oparł podbródek na jej głowie. Coś wyszeptał, ale na tyle cicho, że nie było szansy, żeby usłyszała. Przypuszczała, że zrobił to celowo i pozwoliła, żeby to niedopowiedzenie nad nimi zawisło.

            - Wszystko wyjaśnię, ale w odpowiednim czasie. Działanie pod wpływem impulsu nie wychodzi nam najlepiej. - Powiedział żartobliwym tonem, muskając ustami jej czoło. Zmarszczyła nos, odsuwając się.

            - Pod wpływem impulsu? Przecież już tysiąc razy wałkowaliśmy ten sam temat. Myślałam, że w końcu zrozumiałeś. - Mięśnie jego żuchwy widocznie się poruszyły, ale nie pozwolił się jej odsunąć nawet o krok, panując na swoimi napiętymi jak struna nerwami. Wyczuwał w powietrzu kolejną nadchodzącą kłótnię, ale nie miał najmniejszego zamiaru się pozwolić się temu rozwinąć.

            - Nie będziemy teraz o tym rozmawiać, rozumiemy się? - Powiedział zdecydowanym tonem. - Obiecałem, że to załatwię, więc to zrobię. Daj mi trochę czasu.

            - Trochę czasu na co? A może raczej z kim? Może, nie wiem, czujesz potrzebę, żeby jeszcze chwilę z nią pobyć, a potem wybierzesz, co? Ja czy ona. - Burknęła, odsuwając się.

            - Wiesz co? - Zbliżył się niebezpiecznie, pochylając tak, żeby się zrównać twarzą. - Doprowadzasz mnie na skraj wytrzymałości i gdyby nie to, że tak cię kocham, to...

            - To co? - Przerwała mu wyzywająco, opierając dłonie na swojej talii i przekrzywiając głowę. Bawiła go, taka piekielnie zazdrosna. I mimo, że czasami rozsadzało go od środka, paradoksalnie, uwielbiał to uczucie.

            - To nic. - Westchnął zniecierpliwiony. - Ja już wybrałem. Kilka lat temu, ślepa wariatko. - Kącik jego ust ledwo zauważalnie zadrżał, gdy głośno wciągnęła powietrze, a na jej twarzy wymalowało się oburzenie, mimo wszystko pomieszane z rozbawieniem.

            - Wariatko! - Pisnęła, próbując się wyrwać, gdy jego ręce ponownie objęły ją w pasie, przyciągając do siebie. Odwróciła głowę, nie pozwalając się pocałować. - To koniec Anderson! - Wysapała, próbując utrzymać równowagę, gdy jego miękkie wargi zjechały wzdłuż szyi i zatrzymały się na obojczyku.

            - Jasne, to koniec, wariatko.

~*~

            - Chcę wejść tam sama.

            - Nie ma mowy. - Sarknął nieustępliwie, splatając ich palce. Westchnęła ociężale, nawet na niego nie spoglądając. Nie miałaby szans w tej dyskusji. Zapukała cicho do drzwi i pociągnęła go za sobą, w głąb pomieszczenia. Usiedli na niewygodnych, białych krzesłach i utkwili wzrok w milczącym doktorze, który raz po raz spoglądał to na kartę to na nich. W końcu ją odłożył i przytknął palce do ust, jakby rozważając, jak przekazać najgorszą pod słońcem wiadomość swojej pacjentce.

            - Pani Alu, nie mam dobrych wiadomości. Wyniki nie są najlepsze. - Zrobił krótką pauzę, powalając na to, żeby to przetrawiła. Jej umysł pracował teraz na najwyższych obrotach. Jedyne na co czekała to ostateczna informacja, cios który ją załamie. Spojrzała na dłoń Matta, jego palec, nerwowo pocierający jej knykcie.

            - Niech pan to po prostu powie. - Mruknęła, cała się spinając. Zmrużyła oczy, jakby oczekiwała uderzenia w policzek.

            - Wynik jest jednoznaczny, to leukemia. Bardzo mi przykro.

            - Nie rozumiem.

          -  Ostra białaczka szpikowa. Zastosujemy leki cytostatyczne, czyli przeciwnowotworowe. Na tym etapie skupimy się na remisji i zobaczymy, jak pani organizm zareaguje na leczenie. - Głos lekarza dobiegał jakby zza ściany. Powiodła tęczówkami po szafce z lekarstwami i utkwiła je w zegarze, który tykał jakby dwa razy głośniej. Sama nie wiedziała, czy to umysł zaczyna jej płatać figle. Panika nie chciała przyjść, czuła się spokojna jak nigdy. Nienaturalnie spokojna. Obojętna.

            - Ala... - Dopiero dłoń Matta na jej policzku zmusiła ją do spojrzenia w jego oczy, delikatnie zaczerwienione. Uśmiechnęła się delikatnie na widok zmarszczonych brwi i pomyślała, że to zabawne. To wszystko, co się wydarzyło. To wszystko, co doprowadziło ją do tego punktu.

            Jej reakcje zdecydowanie spowolniły, nie nadążała myślami za słowami doktora, za tym jak opuścili szpital, za tym jak Matthew przycisnął ją do drzwi samochodu i cicho szeptał prosto w usta, że wszystko będzie dobrze. W drodze do domu nic nie mówili, w samochodzie zaległa ciążąca cisza. Opierając głowę o zimną szybę, palcem kreśliła ślady.

             Ściągnął z niej kurtkę, nie mogąc znieść delikatnego uśmiechu, non stop goszczącego na jej ustach i nieobecnego wzroku, jakby już ją stracił, chociaż nadal tu była, namacalna, na wyciągnięcie ręki.

            - Alicja, powiedz coś, błagam cię. Ala, do jasnej cholery! - Potrząsnął ją, chcąc wybudzić z tego letargu. Te wszystkie emocje, które mignęły przez jej twarz, wprawiły go w realną rozpacz, bo zobaczył wszystko to, czego nie chciał, czego się bał.

            Choć demony wczorajszego dnia mieszkają w nas na stałe
Będę najgłośniejszym głosem, który szepta Ci przez ramię
By w momentach załamania myśli miały jasną barwę

            Gdy powoli zaczęła osuwać się na podłogę, złapał ją w mocny uścisk, unieruchamiając w swoich ramionach.

            - Zostaw mnie, proszę cię. - Jęknęła, próbując go odepchnąć. Szarpnęła się do tyłu, wyrywając się z objęć. Walczyła, gdy złapał ją za nadgarstki, mocno trzymając i z tyłu głowy mając świadomość, że wydarzenia tego dnia zapiszą ślady na jej ciele na kilka kolejnych godzin. Zacisnął usta w wąską linię, popychając ją na ścianę i przygważdżając do niej swoim ciałem. Oboje się po niej zsunęli, a on z westchnieniem ulgi przyjął to, że zaczęła się powoli uspokajać. - Po co to robisz? Nie chcę, żebyś patrzył, jak umieram. - Schowała twarz między materiałem jego bluzy.  Złapał ją za policzki, ścierając kciukami krople łez, które osiadły na jej rzęsach.

            - Nie będę patrzył, bo nic takiego się nie wydarzy. Powiedziałaś mi, że nigdzie się nie wybierasz i przyjmuję to jako obietnicę. - Zdecydowanie przygarnął ją do siebie, zamykając w zaborczym uścisku. Czuł jak jej ciało wstrząsane jest kolejnymi salwami płaczu, które wywracały mu wszystkie wnętrzności na drugą stronę, powoli i boleśnie zaczynając odłamywać fragment jego serca, skrawek po skrawku. Kiedy zaczęły piec go powieki, spojrzał do góry, zaciskając mięśnie szczęki z silnym przekonaniem, że to nie jest koniec. To nie jest nawet początek.

            Świat dziś pode mną powoli traci barwy.
Krzyczę, że czuję, że żyję, mimo iż już prawie jestem martwy.

11 komentarzy:

  1. Wiesz, Gio, że ja to wiedziałam. Wiedziałam, że złamiesz mi serduszko. Ale tak teraz, przed świętami?

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczuwałam, że takie coś nadejdzie, ale do końca miałam nadzieje...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tylko chciałam powiedzieć , że Alicja nie może umrzeć . Przecież wszystko miało byc tak pięknie . Uratujesz ją, prawda ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem na Ciebie wściekła.

    OdpowiedzUsuń
  5. Opowiadanie jest naprawdę wspaniale napisane i nie ma co masz piękny styl. Wszystko jest odpowiednio dozowane i wprawia czytelnika w taki letarg. Stan, w którym zżywa się z postaciami.
    Nie chcę Cię urazić, ani w żaden sposób wyśmiać, ale nie uważasz, że ten motyw z chorobą nowotworową jest odrobinkę... oklepany? Nie to, że nie podoba mi się opowiadanie ani, że napisałabym to lepiej (bo bym NIE napisała tego lepiej).

    Pozdrawiam Olik :)
    http://zlosliwosc-losu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam, że jakakolwiek inna choroba, wypadek, itp. również byłoby oklepane. Jest naprawdę wiele osób, które walczą z tą chorobą, a chciałam, żeby opowiadanie było jak najbliższe realiom :)
      Poza tym wątek choroby będzie miał wielkie znaczenie dla tego opowiadania ;)

      Usuń
  6. To opowiadanie jest przecudowne, a szablon śliczny.
    Wreszcie, po tylu przejściach i bezsensu straconych latach, Matt i Alicja poszli po rozum do głowy i w końcu zrozumieli, że nie potrafią bez siebie żyć. To jest wspaniałe.
    Ale ja czułam, że to wszystko jest za piękne. Podejrzewałam, że Alicja jest chora i niestety miałam rację! Gio, dlaczego? Łamiesz mi serce ;(
    Proszę Cię, bardzo ładnie błagam, ona nie może umrzeć! Nie teraz, gdy wreszcie zaczęło się między nimi układać.
    Dobrze chociaż, że Alicja nie ukrywała prawdy przed Mattem. I dobrze, że on jej nie zostawił i nie pozwolił odejść. Mam nadzieję, że Anderson się nie myli, że to nie jest ani koniec, ani początek.
    ściskam mocno ;*
    flamex

    [sercem--pisane]

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy