Kręcisz się wokół, tylko żeby uświadamiać mi, że cię nie ma,
jakbym sam tego nie wiedział
Jakbym nie widział, że każdego ranka odchodzisz,
i że gwiazdy świecą tylko w połowie, żebym czuł się kompletny
Jakbym nie widział, że każdego ranka odchodzisz,
i że gwiazdy świecą tylko w połowie, żebym czuł się kompletny
Znalazł ją na podłodze. Skuloną i
przyciśniętą do ściany. Na twarz opadły jej włosy i tylko spazmatycznie
unosząca się klatka piersiowa pozwoliła mu zorientować się, że coś jest nie
tak. Podszedł do niej spokojnie, trzymając swoje napięte jak struny nerwy na
wodzy. Przykucnął, odgarniając jej z twarzy opadające kosmyki i zakładając je
za ucho. Ujął jej zarumienioną twarz, unosząc do góry.
- Spójrz na mnie. - Rozkazał
zdecydowanie, pocierając kciukiem mokry od łez policzek. - Alice, spójrz na
mnie. Proszę. - Zdecydowanie w jego głosie ustąpiło, gdy otoczyła swoimi
szczupłymi palcami jego nadgarstek, uparcie zaciskając powieki. Czekał. Cierpliwie.
Zastanawiał się, co powinien zrobić. Te wszystkie myśli, krążące wokół, powoli
zaczynały go przygniatać. Co powinien zrobić, co jest do cholery odpowiednie.
Co jest odpowiednie, skoro nic nie było dobre.
Delikatnie
ujął i ścisnął jej dłoń, nie wiedząc, jak ich wyratować z tej sytuacji. Przetarł twarz, na chwilę
przymykając oczy. Całe powietrze opuściło jego płuca, gdy ciężko westchnął.
Jakby to ono na nim ciążyło, chociaż w rzeczywistości nie sprawiło mu to
najmniejszej ulgi. - Nie możesz tak... Nie możemy... - Spojrzał na nią,
napotykając na parę, wpatrując się w niego z wyrzutem, brązowych tęczówek.
- To ja już tak nie mogę. Boże, czy
ty tego nie widzisz? - Zerwała się z podłogi, podtrzymując ściany. Jej ręce
automatycznie powędrowały do głowy, palce wplotły się pomiędzy włosy, ciągnąc,
jakby chciała sobie sprawić więcej bólu. Jakby ten codzienny już nie
wystarczał. Chciała stąd uciec. Jedyne, czego w tym momencie potrzebowała, to
wyjść stąd i nie wrócić. I nagle świadomość tego, że niepotrzebnie wracała,
zakuła ją z taką mocą jak nigdy wcześniej. Na jej twarzy na chwilę pojawił się
grymas niedowierzania, żeby po chwili na jej ustach pojawił się uśmiech.
Uśmiech.
Wstał powoli, bojąc się już chyba
każdej możliwej reakcji z jej strony. Przerażała go całym swoim irracjonalnym,
absurdalnym zachowaniem. Ale chyba jeszcze bardziej przerażała go myśl jego
samego w środku tego wszystkiego, bezradnego. Czuł się jak bierny widz. Jakby
zastygł między wydarzeniami, które jego dotyczyły, a z którymi nie potrafił
sobie dać rady. Po raz pierwszy w życiu stracił kontrolę, nad wszystkim. On sam
też zaczynał zachowywać się niezrozumiale, zwłaszcza gdy wyciągnął ręce w jej
stronę, próbując złapać, żeby mu znowu nie uciekała. Chociaż była tu
materialnie, czuł jak się oddala w każdy inny możliwy sposób.
A ona widziała. Widziała to wszystko
w jego twarzy. Zwątpienie, strach, a w końcu złamanie.
- Matthew, naprawdę tego nie
widzisz? - Zapytała, jakby odpowiedź była tak oczywista, tak blisko. - To jest
koniec. Koniec wszystkiego. Koniec nas. Koniec mnie.
Parsknął niedowierzająco śmiechem
- Jeżeli myślisz, że wszystko będzie
tak, jak sobie zaplanowałaś, to jesteś w błędzie, wiesz? - Przejechał dłonią
wzdłuż szafki, zrzucając wszystko, co się na niej znajdowało. Abażur beżowej
lampy stracił swój kształt, a żarówka roztrzaskała się w drobny mak. Zacisnął
mięśnie żuchwy w tym samym momencie co dłonie. Przykucnął, zrzucając rozbite
szkło z ramki z ich zdjęciem. - Przez ostatnie dwa lata, dzień w dzień
wpatrywałem się w to zdjęcie. Na dzień dobry i dobranoc zastanawiałem się,
gdzie do cholery jesteś. I jakim cudem pozwoliłem ci odejść. Nigdy więcej
nigdzie nie odejdziesz. - Wyartykułował powoli i starannie, jakby każde słowo
miało niewyrażoną moc i wartość. Wyprostował się, nawet nie zdając sprawy z
tego, że cały czas miał lekko zgarbione ramiona, jakby już faktycznie było po
wszystkim. Odłożył ramkę na swoje miejsce. - Obiecałaś mi to, i chociaż miałbym
cię tu trzymać na siłę, ja też obiecuję, że to zrobię.
Przycisnęła dłoń do ust, starając
się zdusić szloch w środku. Ruszyła w jego stronę, zatrzymując po dwóch
krokach, gdy przecząco pokiwał głową.
- Zostań tu i przemyśl, czego
chcesz. I lepiej, żebyś doszła do dobrych wniosków. Bo ja już nie chcę walczyć
przeciwko tobie. Chcę walczyć o ciebie i o to, żebyś tu została. Bo nikt nam
tej szansy nie odebrał, i bóg mi świadkiem, nie pozwolę, żebyś ty ją odebrała.
- Po raz pierwszy słyszała jak jego głos drży, jak nawet nie próbuje tego
ukryć. I zrozumiała, że zmieniło się wszystko. Z Mattem na czele.
Wyszedł, zamykając za sobą cicho
drzwi. Opadła bezradnie na łóżko, nie wiedząc co zrobić. Nie miała siły płakać.
Nie chciała płakać. Nie wiedziała, czy zabrakło jej już łez, czy zdusiła to
wszystko w sobie, gdy kilka solidnych słów uderzyło w samo sedno.
Układam
układankę, którą zostawiłaś.
Nie
przejmuj się, nie przejmuj się tym.
Odpocznij,
i nie przejmuj się niczym, ja się tym zajmę.
~*~
- Wiesz co? Chyba zostaniesz
ulubienicą Władzia. - Szepnął Michaił, z impetem zajmując miejsce obok niej, na
trybunie. Alicja uniosła zdziwiony wzrok, spoglądając ukradkiem na ponurą minę
Alekno i krzywiąc się. Ten człowiek nie wyglądał na kogoś, kto ma swoich
ulubieńców. W ogóle wiecznie wyglądał jakby ktoś wsadził mu w tyłek miotłę i
powiedział: leć!. Wzdrygnęła się na
samą myśl.
- Boję się zapytać czemu,
poważnie.
- Odkąd tutaj wróciłaś, Matthew
zabija wszystkich dookoła swoimi zagrywkami, o atakach nie mówiąc. Liczyłem,
trzy razy dostałem od niego w twarz. Wiem, że tego nie widać, no bo patrz -
Wskazał na swoją twarz, dumnie prężąc pierś do przodu. Kąciki ust Alicji od
razu powędrowały rozbawione do góry. -
No ale... Psuje mi to statystyki. - Wygiął usta w podkówkę.
Rozejrzała się dookoła, próbując
odszukać wzrokiem Matta. Akurat wszedł na salę, owijając starannie palce
tejpami.
- Obawiam się, że dzisiaj nie
będzie lepiej. Trochę go dzisiaj rano... zdenerwowałam. - Zagryzła policzki od
wewnątrz, zataczając nerwowo kółka kciukami. Chwilę później rozległ się
piskliwy dźwięk gwizdka, a Alekno zamachnął się, jakby na odległość próbował
sprzedać liścia Maximowi. Równocześnie, na chwilę, uwaga wszystkich spoczęła
właśnie na nich.
- Och, kobieto, nie bądź
egoistką! - Michaił posłał całusa trenerowi. Alicja uderzyła się plikiem dokumentów
w czoło i równocześnie z pięści przyłożyła w ramię siatkarzowi. Twarz Alekny
zaczęła przybierać czerwony kolor, niebezpiecznie zmierzając w stronę fioletu.
Maxim podpalił lont. - Pomyśl czasem o mnie. On mi w końcu wybije zęby. -
Rzucił na odchodne i pobiegł w stronę siatki.
Skrzyżowała wzrok ze Spiridonowem
i Apalikovem, którzy jak za dotknięciem różczki zaczęli się prężyć i spinać
mięśnie ramion. Apalikov odrzucił teatralnie głowę do tyłu, przykładając dłoń
do czoła. Przygryzła wargę, gdy Alekno złapał za piłkę i z siłą godną Grozera
rzucił w plecy Spiridonova.
- Jak nie przestaniecie, ona
dostanie zakaz wchodzenia na treningi, nie żartuję do jasnej cholery! -
Równocześnie pogroził palcem dziewczynie. - Jak macie tak dużo energii, to ją
spożytkujemy. Czterdzieści kółeczek dookoła. Myk myk panienki!
Ostatni raz podążyła wzrokiem za
skupionym Andersonem, który z miną seryjnego mordercy biegł za Kobzarem.
Niechętnie podniosła się z miejsca i opuściła salę, powłócząc nogami w stronę
biura, gdzie czekała na nią Masza, którą miała ochotę udusić za każdym razem,
gdy ta otwierała usta, żeby coś powiedzieć. Nadal nie mogła sie powstrzymać
wrażenia, że coś ją łączy z Matthew, chociaż mogła mieć stuprocentową pewność,
że tak nie jest, bo siatkarz był przy niej w każdej wolnej od treningów chwili,
nawet kiedy go odpychała. A robiła to notorycznie i powoli zaczynało zżerać ją
to od środka.
Ale gdy weszła do pokoju,
automatycznie zauważyła, że coś nie gra.
Masza siedziała z ponurą jak
nigdy miną, sącząc kawę i wgapiając się w ścianę przed sobą. Oczy miała
podkrążone, jak po nieprzespanej nocy. Ich wyraz był dokładnie taki sam jak
Alicji, po nocy spędzonej z Adamem, kiedy jej myśli ciągle były zaprzątnięte
Andersonem. Na samą myśl o Adamie poczuła nieprzyjemny dreszcz. Kolejny powód,
kolejna osoba, której wspomnienie bolało.
Wciąż
poszukuję czegoś, czego nie mogę mieć.
Złamane
serca leżą wszędzie naokoło mnie.
A
ja nie widzę łatwego sposobu, aby się z tego wydostać.
- Chcesz porozmawiać? - Usiadła
naprzeciwko niej, opierając łokcie o biurko.
- Ja po prostu nie rozumiem.
Przestał się odzywać. Tak z dnia na dzień. Nie wiem nawet, co zrobiłam źle. -
Alicja przełknęła ciężko ślinę. Chciała jej powiedzieć, że to nie jej wina. Że
to ona, Alicja, stoi na środku tego wszystkiego, mącąc. Czuła się jak lalkarz,
sterujący swoimi marionetkami.
- Myślę, że ty nic nie zrobiłaś
źle. Po prostu... To skomplikowane. On ci to wszystko wytłumaczy.
- Jak wytłumaczy, skoro mnie
unika? - Masza spojrzała na nią z wyrzutem. I chociaż to uczucie nie było
kierowanej do niej, ona odebrała to całkiem inaczej. Bo wiedziała. I bała się
wszystko sprostować, wytłumaczyć bez jego wiedzy.
- Daj mu czas. - Szepnęła i
rozłożyła papiery, żeby zająć swoje myśli czymkolwiek innym.
~*~
Wracając do mieszkania Matta, nie
mogła pozbyć się uczucia, że tak naprawdę dopiero teraz wraca do siebie, do
swojego domu. Gdy tylko zrzuciła z nóg uwierające buty, rzuciła się na łóżko,
kompletnie wyczerpana. Ale sen nie chciał nadejść, jej całe ciało pozostawało w
oczekiwaniu. Nakryła się kocem, odliczając razem z tykającym zegarem każdą
kolejną sekundę czekania. Raz, dwa, trzy... Sto dwa, sto trzy... Bo brakowało
podstawowego ogniwa.
Zerwała się z łóżka w momencie,
gdy usłyszała szczęknięcie zamka.
Na bosaka ruszyła na przedpokój.
Matthew odrzucił torbę treningową na szafkę i odwiesił kurtkę, nadal unikając
jej wzroku. Poczuła się, jakby ją w ten sposób karał. A może chciał dać jej
czas? Niczego już nie była pewna, a jej tok rozumowania dawno stracił sens w
jej odczuciu. Oparła bezradnie głowę o framugę.
Spojrzała na jego zmęczoną twarz
i podeszła do niego, obejmując. Dłońmi powędrowała pod koszulkę, gładząc
rozgrzaną skórę pleców. Oparła czoło o jego klatkę piersiową. Złapał ją pod
pośladkami, unosząc do góry. Oplotła go nogami w pasie, łagodnie spoglądając w
oczy i gładząc policzek.
- Jesteś zarazem najlepszym i
najgorszym, co mogło mi się przydarzyć. Niczym sobie na ciebie nie zasłużyłam.
- Musnęła jego usta.
Ruszył do sypialni, powoli
siadając na łóżku i opierając się o zagłówek, ani na chwilę nie zwalniając
uścisku i cały czas, z tą samą żarliwością oddając pocałunki.
- Najwidoczniej kręcą mnie takie
wariatki. - Mruknął chrapliwie, gdy oderwali się od siebie, żeby złapać oddech.
- Grabisz sobie Anderson.
- Wiem, i mam nadzieję, że kara
będzie adekwatna do złych uczynków. - Złapał prowokacyjnie ustami jej dolną
wargę, a chwilę później przejechał po niej językiem. Zjechał ustami na wysokość
jej obojczyka, obsypując go wieloma drobnymi, ledwo wyczuwalnymi pocałunkami.
Odchyliła się do tyłu na tyle, na ile pozwalały jej silne dłonie Andersona i
cicho westchnęła.
- Oszaleję kiedyś przez ciebie.
Muszę
powiedzieć, że martwię się
o
naszą miłość w tej zimnej wojnie.
Muszę
powiedzieć, że martwię się o Ciebie.
__________________
To teraz
poproszę, żebyście za mnie trzymały kciuki dzisiaj i jutro, żebym ogarnęła
materiał, który muszę, a jest go od zajechania(pewnie dlatego zabrałam się za
napisanie tego wyżej) i trzymajcie je też w poniedziałek, gdzie będę jednym
kłębkiem nerwów, żeby zaliczyć koło u
tego dziada.
Przydałyby się też konstruktywne
komentarze, co do Matthew, tego wyżej i wszystkiego co wcześniej, bo zaczynam
mieć mieszane uczucia.
Ściskam!
Gio, chciałam napisać, że jestem moim Bogiem, ale potem sobie przypomniałam, że telefon robi mi psikusy i wyszłoby z tego coś głupiego, więc przeniosłam się na komputer i muszę zbierać zęby z podłogi.
OdpowiedzUsuńSzablon nie prezentuje się ani w połowie tak super na telefonie, jak prezentuje się tutaj. O rany.
Oprócz tego: kolejne o rany, bo twój soundtrack zawsze mnie dotyka gdzieś w środku.
A teraz ostatnie sto pięćdziesiąt tysięcy o rany. I to już odnosi się bezpośrednio do treści. UWIELBIAM tego przemienionego Matta. Tak powinien zachowywać się prawdziwy facet, który wie, czego chce. Dokładnie tak. Jestem z Matta dumna, pomimo tej wierzby bijącej czy czegoś na ramieniu (i wąsów na nagłówku, jakby mu co zdechło). Za to Ala zaczyna robić się trochę za bardzo. Za bardzo płaczliwa, za bardzo marudna, za bardzo niezdecydowana, za bardzo niezrównoważona. Wiem, że jej cholernie trudno, ale niechże - do jasnej anielki - da Mattowi się wspierać. Skoro go kocha, a on kocha ją, powinni móc na siebie liczyć bez nieustannej huśtawki nastrojów pod tytułem: "Czy dzisiaj Ala, kiedy ja będę chciał jej pomóc, jebnie mnie w ryj, wyśmieje, kopnie, zignoruje, a może obleje kwasem".
Mam nadzieję, że to jest jakiś konstruktywny komentarz, bo na nic lepszego mnie nie stać - robisz mi sieczkę z mózgu. Ale ja to już chyba mówiłam.
I nie miej mieszanych uczuć, Gio. To jest naprawdę świetne. Naprawdę dobre. Naprawdę będę czekać na kolejne.
Powodzenia z ogarnięciem materiału, trzymam za ciebie kciuki!
Ja wiem, że nie powinnam, bo to pewnie ten stres prze kołem, ale śmiałam się z tego co napisałaś o Ali. I tak, tak zgadzam się w 100%, drażni mnie ona w cholerę, ale powoli staram się coś z tym zrobić. I dziękuję, naprawdę, bardzo mocno, za tak wyczerpujący komentarz i pozytywne słowa <3
UsuńChcialabym napisac cos konstruktywnego , ale kurczę zatrzymam się na poziomie gimnazjum . Ojejusiu . To jest tak piękne , że brakuje mi slow . Weszłam tutaj z myślą , że pewnie nic nowego nie zastanę . Czytałam wszystkie rozdziały juz po kilka razy , a Ty dzisiaj wrzucasz nam to nowe cudeńko . Matt jest kochany , Alicja też jest kochana choć odrobinkę wkurzająca . Poza tym powinna się ogarnąć i zaczac walczyć, bo naprawdę ma dla kogo . Mam też taka ogromna nadzieje , że nie zamierzasz pokruszyć naszych serduszek jakimś smutnym zakończeniem . Matt i Alicja nie mogą istnieć osobno , zrobiłaś z nich jedność i proszę nie zabieraj nam ani Alicji ani Matta . I trzymamy za Ciebie kciuki tak bardzo , bardzo mocno !
OdpowiedzUsuńZakończenie sprawia mi problem, jeszcze się nie zdecydowałam, jak będzie wyglądać ;)
UsuńJa czytam twoje wszystkie opowiadania i każde jest przepiękne i ogólnie każde kocham. Nie komentowałam, ale w sumie uznałam, że warto zrobić ten pierwszy raz i zacząć, bo naprawdę jest co komentować. Przezajekurwabiste i tyle w temacie. Już będę dawać o sobie znać.
OdpowiedzUsuńDziękuję, strasznie się cieszę, że się zdecydowałaś zostawić tu coś od siebie :)
Usuńok, to ja trzymam kciuki, a z komentarzem wrócę tu, jak wymyślę coś konstruktywnego albo chociaż w miarę mądrego, bo póki co, brakuje mi słów
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie od początku ma w sobie jakąś niesamowitą magię. Bardzo mi się podoba, bardzo je lubię i bardzo się cieszę, że jednak nadal je piszesz :)
UsuńAlicja próbowała odsunąć od siebie Matta, ale chyba w końcu zrozumiała, że to bez sensu. I dobrze, bo Ala będzie go teraz bardzo potrzebować. A Matt ma zamiar przy niej być i to też jest ważne.
Akcja na hali kompletnie mnie rozwaliła. Rozmowa Ali z Michaiłem była świetna, cały czas miałam uśmiech na ustach ;)
Trochę mnie martwi, że Matt nie rozmawiał z Maszą, tylko po prostu ją olał, to nie było zbyt miłe i na pewno niezbyt dojrzałe. Oby to tylko nie przełożyło się na jego relację z Alicją.
I oby Alicja nie odtrącała Matta jak najdłużej :)
pozdrawiam ;*
Dobra, w sumie to Ty już wszystko wiesz. Matt jest cudowny, zrobił się z niego facet idealny i uwielbiam go całego (to jak mówi o zdjęciu, no po prostu się rozpływam). Ala za to mnie denerwuje, bo jest samolubną, rozmemłaną, niezdecydowaną babą i cud, że Matt z nią jeszcze wytrzymuje. Choroba chorobą, ale plisss! Jak można być AŻ TAK zapatrzoną w czubek własnego nosa?
OdpowiedzUsuńPoza tym odrobinkę szkoda mi Maszy, bo w tym wszystkim trochę o niej zapomnieli. Z drugiej strony co się dziwić, skoro Matt jest tak zajęty przekonywaniem Ali, żeby nie zwiewała, że to cud, że wystarcza mu czasu na spanie?
Okej, wiem, trochę przesadzam, więc kończę.
PS: Wiedziałam, że dziad wcale nie jest takim strasznym dziadem!
Kurczę skomentowałam już rozdział . Ale weszłam tutaj i zobaczyłam nagłówek . O matko . Ojeju . Nie wiem co powiedzieć , bo jest tak piękny , że o kurczę
OdpowiedzUsuńOh a mojego komentarza tu nie ma. Wstyd trochę. Michaił? O jakiego Michaiła chodziło?
OdpowiedzUsuń